niedziela, 15 marca 2020

Od Mallory

 Siedziałam na kamieniu niedaleko mojej nory znajdującej się pod przewróconym drzewem. Był piękny poranek, chociaż chłodny, jak przystało na tę porę roku. Ziewnęłam i leniwie wyciągnęłam łapy przed siebie, po czym przewróciłam się na bok. Miałam nadzieję, że poleżę tak chwilę w spokoju, napawając się widokiem nagich drzew i trawy, którą smagał wiatr, a potem ruszę na polowanie. Wczoraj natknęłam się na ślady stadka jeleni, które jakimś cudem przypałętało się niedaleko mojej skrzętnie ukrytej gałęziami przed niepowołanym wzrokiem nory. Nie była duża, wystarczająca do tego, żeby wygodnie się w niej położyć. Nie spędzałam w niej więcej czasu, niż to konieczne, czyli przebywałam tam głównie nocą, ale latem zdarzało się, że spałam na kamieniu, na którym aktualnie leżałam, często przed snem podziwiając świetliki, które kiedyś wydawały mi się namiastką magii w tym nudnym świecie.
 Leniąc się na tej skałce nawet nie zauważyłam, że słońce zaczęło niebezpiecznie szybko sięgać zenitu. Nawet się nie obejrzałam, a zbliżało się południe! Szybko podniosłam się i zeskoczyłam na trawę. Otrzepałam sierść, żeby lepiej się ułożyła i pomknęłam w kierunku lasku, w którym wczoraj widziałam odciski jelenich kopyt. Miałam nadzieję, że polowanie nie zajmie dużo czasu, dzisiaj wyjątkowo nie chciało mi się ruszać z mojej bezpiecznej i pięknej przystani.
 Wędrowałam z nosem przy ziemi starając się stąpać jak najciszej, co przy mojej wielkości nie należało do najłatwiejszych. Musiałam utrzymywać tempo, jelenie najwyraźniej bardzo się oddaliły. Już miałam się zatrzymać i zmienić kierunek, kiedy do moich uszu dotarł ryk.
- Jeleń? Tak. - mruknęłam sama do siebie strzygąc uszami. - Spłoszony jeleń. - tutaj można było usłyszeć cień wątpliwości. Co mogło go spłoszyć na takim odludziu? Usłyszał mnie?  Z takiej odległości?
Nie czekając na więcej sygnałów od rogacza, popędziłam w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. W trakcie tej szaleńczej pogoni zdecydowanie nie należałam do najcichszych wilków. Do moich nozdrzy dotarł zapach krwi. Coś musiało go zaatakować. Ktoś musiał go zaatakować. Tutaj nigdy wcześniej nie widziano ludzi, więc jest szansa, że teraz nie mieszkam tutaj sama. Nagle usłyszałam szaleńczy tętent kopyt, a zaraz po tym wyskakując zza ogromnego drzewa przede mną przebiegł kulejący jeleń, był już słaby, był poważnie ranny w nogę. Chwilę po nim, tuż przed moim nosem, mignęła sylwetka wilka. I miałam rację, że nie jestem tutaj sama.

Lakris?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz