sobota, 21 marca 2020

Od Werbeny

Z Narcyzem poznaliśmy się przypadkiem. Na tyle przypadkiem, że nawet nie wiedzieliśmy, jak zareagować, gdy w końcu na siebie wpadliśmy. Dwa zagubione w zaśnieżonym świecie wilki, potencjalnie zagrożone z każdej możliwej strony i głodne w cholerę. Może mógł mnie wtedy zabić, może nawet chciał, ale miałam coś, o czym on mógł jedynie śnić i dzięki temu przetrwaliśmy najgorsze. O czym mówię? Oczywiście o umiejętności polowania. Nigdy wcześniej nie spotkałam tak niezdarnego i głośnego wilka, ale nie to było najgorsze. Jego wola walki malała z każdą porażką, która mnie z kolei nakręcała. I może dlatego wciąż jeszcze kroczyłam po tym pełnym niebezpieczeństw świecie. Wędrowaliśmy ze sobą już ponad tydzień, dzień był wyjątkowo pogodny, a zimowe słońce ogrzewało nasze ciała. Zapach sosny mieszał się z wonią rozkładającego się gdzieś w oddali truchła dzika – naszej wczorajszej zdobyczy. Narcyz zawsze prosi, aby zostawić coś na ciele, bez względu na to, co jemy, nawet jeśli mamy dla siebie nędznego zająca. Jest wtedy w stanie po prostu nie jeść i zostawić swoją część dla kruków. Nadal nie do końca rozumiem jego czynów, ale nie wnikam, każdy ma swoje dziwactwa.
– Zatrzymaj się – warknął nagle. Przewróciłam oczami, ale posłusznie wykonałam polecenie i zaczęłam węszyć. Zdecydowanie miał ode mnie lepszy węch. Spomiędzy zgnilizny i sosny wyłonił się nowy zapach, który nie wróżył nic dobrego, a był to zapach wilka. Zaczęłam oddychać szybciej, a w głowie już obmyślałam najlepszą drogę ucieczki. – Nie denerwuj się. Powinniśmy się rozdzielić.
– Jak to?! Przecież wtedy na pewno zginiemy – pisnęłam, ale szybko przestałam, bo zostałam przygnieciona do podłoża. Potraktował mnie jak zwykłego śmiecia. Zamiast ulec, obnażyłam kły i warknęłam w jego stronę, na takie traktowanie sobie nie pozwolę.
– Przestań, bo cię usłyszą Czarny Bzie. Jesteś waderą, skoro ja cię nie zabiłem, oni też tego nie zrobią. Po prostu idź – nakazał. Wstałam i otrzepałam futro ze śniegu. Popatrzyłam z gniewem w jego, oczy, liczyłam na mentalną walkę, ale w jego spojrzeniu zobaczyłam tylko smutek i zmartwienie. Momentalnie zmiękłam i posłusznie ruszyłam we wskazaną stronę.
– Hej – zaczęłam, basior wciąż stał tam gdzie wcześniej – ale pachnę tobą.
– Jesteś waderą, z resztą wcześniej też nosiłaś na sobie zapach innych wilków. No rusz się.
Nie powiedziałam nic więcej. Na początku szłam żwawo w stronę nieznanego, Kwiatek w końcu miał trochę racji, nie powinni mnie ot, tak zabić, jednak z każdym krokiem mój niepokój narastał, a kiedy na zboczu góry zobaczyłam szarego wilka, zamarłam. Co teraz?

Mallory?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz