- Nie, chyba jednak wolę zostać do jutra na górze. - stwierdziłam po przemyśleniu za i przeciw. - Prawdę mówiąc, to jednak cenię sobie swoje życie, a znając moje zdolności do przyciągania pecha, oboje bylibyśmy martwi jeszcze zanim się ściemni. - basior uważnie się we mnie wpatrywał, ale myślę, że nie spodziewał się innej odpowiedzi niż ta, którą właśnie usłyszał.
- A zatem w porządku, poczekajmy do jutra. - uśmiechnął się.
- Może powiększymy norę, żebyś ty też mógł tam bezproblemowo się zmieścić? - zaproponowałam odwracając się w kierunku, z którego przyszliśmy, cały czas uważając, żeby przypadkiem się nie poślizgnąć i nie spaść.
Lakris skinął głową i ruszył przodem. Po kilku minutach już znaleźliśmy się przy naszym wczorajszym dziele. Basior od razu wziął się do pracy, a ja szybko do niego dołączyłam. Kiedy byliśmy już względnie zadowoleni z tego, cośmy wykopali, zasugerowałam, że przyniosę kilka gałęzi, żeby bardziej osłonić wejście od wiatru, na co basior niechętnie się zgodził. Lakris definitywnie jest dżentelmenem i bardzo nie chce, aby taka nieskromna dama jak ja, ubrudziła sobie bardziej łapki. Szybko oddaliłam się od basiora w kierunku drzew zerkając cały czas przed siebie w poszukiwaniu gałęzi odpowiedniej długości, zupełnie jak to zrobiłam przy swojej norze obok doliny.
Lakris?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz