Niebo było bezchmurne, no, może pomijając te parę maleńkich, białych puszków. Słońce świeciło już wysoko, musiało być przynajmniej południe. Wysunęłam głowę z nory i spostrzegłam, że ziemia jest już prawie sucha. Lakris również wyjrzał i zainteresowany przyglądał się piachowi, który jest wczoraj był błotem przyklejającym się do łap. Chyba myślał o tym samym co ja. Oboje szybko opuściliśmy nasz tymczasowy dom i pobiegliśmy w kierunku drogi, którą weszliśmy na ten szczyt. Zejście nie było już wyzwaniem, w zasadzie to kilka razy się potknęłam i miałam nadzieję, że drugi wilk tego nie zauważy, chociaż w głębi duszy i tak wiem, że zauważył, ale po prostu nic nie mówił. Byłam wdzięczna losowi za to, że w końcu udało nam się opuścić tę przeklętą górę i poprzysięgłam sobie, że nigdy już na nią nie wejdę, choćby nie wiem co.
- To jak, polowanie? - zapytał Lakris przerywając ciszę, która towarzyszyła nam aż od wyjścia z nory.
- Myślę, że to dobry pomysł, ale tym razem zamiast wchodzenia na górę w celu lepszego widoku, sugeruję udać się do lasu. - uśmiechnęłam się i naprawdę, naprawdę nie wiem, co musiałoby się stać, żebym z własnej woli znów wdrapywała się na jakiekolwiek inne wzgórze.
Basior skinął głową i dał znak, abym poszła za nim, na co chętnie przystałam. Po krótkim marszu wtopiliśmy się pomiędzy drzewa, cały czas węsząc. Prawdę mówiąc, byłam już głodna. Nie przywykłam do głodówek, całe swoje życie spędziłam w tym miejscu, gdzie zwierzyny łownej było pod dostatkiem i dlatego tym bardziej się cieszyłam, że udało nam się natrafić na trop łosia.
Lakris?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz