wtorek, 17 marca 2020

Od Venira CD Mallory

Spotkanie nowo poznanej wadery nie było dosyć udane, nie ufałem jej w żadnym stopniu. Parę razy oberwała ode mnie łapą kiedy tylko śmiała do mnie podejść i mnie dotknąć. Być może i chciała pomóc, ale nie tego potrzebowałem czy chociażby chciałem.
Warknąłem na nią dość intensywnie, ale jej to nawet najwidoczniej nie ruszyło...
Bo dłuższej chwili poczułem jak pomaga mi wstać na równe nogi, mimo odpierania "ataku", byłem niesamowicie wyczerpany i ledwo potrafiłem ustać na prostych łapach.
Cały czas słyszałem jej głos, jednak nie potrafiłem  zrozumieć ani słowa, moje oczy były cały czas zamknięte przez intensywny ból w plecach, który był gorszy od ran na ciele. Starałem z siebie nie wydobywać żadnych dźwięków bólu, ale to było niewykonalne. Najgorzej kiedy w końcu poddałem się i zaczęliśmy iść, ból stał się o wiele gorszy z każdym krokiem a ja czułem się jak oślepieniec. Po dłuższej wyprawie poczułem, że uczucie śniegu spod moich łap zniknęło i poczułem błotnistą kałużę, powietrze stało się o wiele zimniejsze i cięższe, zaś moje futro zostało oświetlone przez jasne słońce wychodzące zza góry. Warknąłem cicho trzepiąc łbem na lewo i prawo. W jednej chwili udało mi się otworzyć oczy i ujrzeć gdzie jesteśmy.
-Jesteśmy prawie na miejscu...- Oznajmiła wilczyca.
Otworzyłem szeroko oczy i ujrzałem ogromne terytorium wokół mnie, dość spora ilość drzew i krzewów a między nimi pełno gór.
-Dasz radę przejść jeszcze kilka kroków...?
Spojrzałem na nią kątem oka i jedynie co z siebie wydobyłem to ciche burknięcie, które znowu zostało zignorowane. W końcu doszliśmy na miejsce...

Mallory?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz