Zostałam sama. Poszedł do domu. Zaczęłam iść ze spuszczoną głową do nory. Nie miałam ochoty na nic. Chciałam iść już spać. Było dosyć wcześnie jeszcze, ale postanowiłam się położyć. Zasnęłam. W nocy przebudziłam się i nie mogłam usnąć. Myślałam o wilku, którego poznałam dwa dni temu. Postanowiłam przejść się nad wodopój i wrócić do norki. Nad wodopojem było pusto. Żadnej żywej duszy. Wiatr tylko szumiał. Siadłam nad brzegiem i patrzyłam w wodę. Usłyszałam jakieś kroki z daleka. Nie ruszyłam się. Kroki było słychać bardziej i bardziej. Schowałam się w krzakach. Był to niedźwiedź brunatny. Postanowiłam zostać w krzakach. Nie chciałam, aby mnie zobaczył. Podszedł bliżej. Nachylił się i zaczął pić. Chciałam uciec mimo tego, że w takich sytuacjach nigdy nie uciekam. Nie wiedziałam, co się ze mną stało. Wyskoczyłam z krzaków i uciekłam. Niedźwiedź mnie gonił. Uciekałam tak, aż padłam z sił. Leżałam pół przytomna na mchu w lesie. Niedźwiedź był coraz bliżej. Moje łapy odmawiały posłuszeństwa. Nie mogłam nimi ruszyć, a tym bardziej wstać i uciec. Leżałam. Niedźwiedź dobiegł i staną przede mną na dwóch łapach. Wziął zamach i zaatakował. Zawyłam mocno z bólu. Ujrzałam w oddali jakiś cień. Niedźwiedź przestał mnie atakować i zaczął węszyć. Cień zbliżał się do nas. Zobaczyłam, że to wilk. Zaczął biec i zaatakował niedźwiedzia. Był to Konor. Mignęły mi jego oczy. To na sto procent był Konor. Skoczył do szyi niedźwiedzia i wbijał swoje kły. Niedźwiedź go zrzucił. Konor kazał mi uciekać. Próbowałam się podnieść, ale przez rany na łapach nie dawałam rady. Doczołgałam się do krzaków i tam próbowałam podnieść. Konor dalej biegał wokół niedźwiedzia. Misiek odpuścił gonitwę za Konorem i zaczął iść w stronę krzaków, w których leżałam. Wstałam i zaatakowałam pomimo silnego bólu. Niedźwiedź rzucił mną o drzewo. Leżałam nieprzytomna. Konor przybiegł i wrzucił na grzbiet. Uciekł ze mną do swojej nory. Tam zostałam na noc.
- Dzię-dziękuję. - powiedziałam.
- Proszę bardzo. - powiedział Konor.
Nazajutrz wstałam wcześniej niż Konor. Popatrzyłam ja niego i poszłam nad jezioro się umyć. Kulejąc, doszłam do brzegu i weszłam w chłodną wodę. Rany zaczęły piec. Po kilku minutach wyszłam z wody, otrzepałam się i wróciłam do nory Konora. Nie było go tam. Położyłam się i zasnęłam. Jak się obudziłam, śniadanie leżało przede mną. Był to szarak. Małe, ale zawsze coś. Zjadłam troszkę i położyłam się z powrotem.
- Jak się czujesz? - zapytał Konor.
- Dobrze. - odpowiedziałam.
- Potrzebujesz czegoś?
- Nie, dzięki.
Zasnęłam. Obudziłam się pod wieczór. Słońce zachodziło. Konora nie było. Wstałam i postanowiłam wrócić do swojej nory. Myślałam o tym, co się działo. Patrzyłam na rany. Myślałam o Konorze. Nie mogłam spać. Całą noc leżałam i patrzyłam w księżyc. Raz przez przypadek cicho zawyłam. Szybko schowałam się w norce i zwinęłam w kłębek. Promienie słońca wygoniły mnie z norki. Dalej kulejąc, udałam się w stronę wodopoju. Był tam Konor. Podeszłam do niego i podziękowałam jeszcze raz. Kon uśmiechnął się i usiadł obok mnie. Poczułam dziwne uczucie. Nigdy wcześniej tak się nie czułam. Wtuliłam się w futro Konora. Za chwilę się opamiętałam i wstałam.
- Ja już muszę iść. - powiedziałam.
Konor stał cicho.
- Cześć. - powiedziałam.
Konor dalej stał.
- Halooo.
- A tak, ja też muszę iść.
Rozeszliśmy się w swoje strony. Poszłam nad jezioro umyć rany. Wróciłam z resztkami jelenia znalezionego obok jeziora. Zaczęłam jeść. Zauważyłam, że ktoś idzie. Oblizałam się i wstałam. Był to Konor. Niósł w pysku jakiś kwiatek. Skąd on go wziął o tej porze? Nie wiedziałam.
- Dla Ciebie Hekate. - powiedział.
- Dzię-dziękuję. - odpowiedziałam, biorąc kwiatek od basiora.
Schowałam go. Kon zaproponował wspólny spacer. Poszliśmy w stronę lasu.
Konor?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz