sobota, 21 marca 2020

Od Hekate CD Konora

Zostałam sama. Poszedł do domu. Zaczęłam iść ze spuszczoną głową do nory. Nie miałam ochoty na nic. Chciałam iść już spać. Było dosyć wcześnie jeszcze, ale postanowiłam się położyć. Zasnęłam. W nocy przebudziłam się i nie mogłam usnąć. Myślałam o wilku, którego poznałam dwa dni temu. Postanowiłam przejść się nad wodopój i wrócić do norki. Nad wodopojem było pusto. Żadnej żywej duszy. Wiatr tylko szumiał. Siadłam nad brzegiem i patrzyłam w wodę. Usłyszałam jakieś kroki z daleka. Nie ruszyłam się. Kroki było słychać bardziej i bardziej. Schowałam się w krzakach. Był to niedźwiedź brunatny. Postanowiłam zostać w krzakach. Nie chciałam, aby mnie zobaczył. Podszedł bliżej. Nachylił się i zaczął pić. Chciałam uciec mimo tego, że w takich sytuacjach nigdy nie uciekam. Nie wiedziałam, co się ze mną stało. Wyskoczyłam z krzaków i uciekłam. Niedźwiedź mnie gonił. Uciekałam tak, aż padłam z sił. Leżałam pół przytomna na mchu w lesie. Niedźwiedź był coraz bliżej. Moje łapy odmawiały posłuszeństwa. Nie mogłam nimi ruszyć, a tym bardziej wstać i uciec. Leżałam. Niedźwiedź dobiegł i staną przede mną na dwóch łapach. Wziął zamach i zaatakował. Zawyłam mocno z bólu. Ujrzałam w oddali jakiś cień. Niedźwiedź przestał mnie atakować i zaczął węszyć. Cień zbliżał się do nas. Zobaczyłam, że to wilk. Zaczął biec i zaatakował niedźwiedzia. Był to Konor. Mignęły mi jego oczy. To na sto procent był Konor. Skoczył do szyi niedźwiedzia i wbijał swoje kły. Niedźwiedź go zrzucił. Konor kazał mi uciekać. Próbowałam się podnieść, ale przez rany na łapach nie dawałam rady. Doczołgałam się do krzaków i tam próbowałam podnieść. Konor dalej biegał wokół niedźwiedzia. Misiek odpuścił gonitwę za Konorem i zaczął iść w stronę krzaków, w których leżałam. Wstałam i zaatakowałam pomimo silnego bólu. Niedźwiedź rzucił mną o drzewo. Leżałam nieprzytomna. Konor przybiegł i wrzucił na grzbiet. Uciekł ze mną do swojej nory. Tam zostałam na noc.
- Dzię-dziękuję. - powiedziałam.
- Proszę bardzo. - powiedział Konor.
Nazajutrz wstałam wcześniej niż Konor. Popatrzyłam ja niego i poszłam nad jezioro się umyć. Kulejąc, doszłam do brzegu i weszłam w chłodną wodę. Rany zaczęły piec. Po kilku minutach wyszłam z wody, otrzepałam się i wróciłam do nory Konora. Nie było go tam. Położyłam się i zasnęłam. Jak się obudziłam, śniadanie leżało przede mną. Był to szarak. Małe, ale zawsze coś. Zjadłam troszkę i położyłam się z powrotem.
- Jak się czujesz? - zapytał Konor.
- Dobrze. - odpowiedziałam.
- Potrzebujesz czegoś?
- Nie, dzięki.
Zasnęłam. Obudziłam się pod wieczór. Słońce zachodziło. Konora nie było. Wstałam i postanowiłam wrócić do swojej nory. Myślałam o tym, co się działo. Patrzyłam na rany. Myślałam o Konorze. Nie mogłam spać. Całą noc leżałam i patrzyłam w księżyc. Raz przez przypadek cicho zawyłam. Szybko schowałam się w norce i zwinęłam w kłębek. Promienie słońca wygoniły mnie z norki. Dalej kulejąc, udałam się w stronę wodopoju. Był tam Konor. Podeszłam do niego i podziękowałam jeszcze raz. Kon uśmiechnął się i usiadł obok mnie. Poczułam dziwne uczucie. Nigdy wcześniej tak się nie czułam. Wtuliłam się w futro Konora. Za chwilę się opamiętałam i wstałam.
- Ja już muszę iść. - powiedziałam.
Konor stał cicho.
- Cześć. - powiedziałam.
Konor dalej stał.
- Halooo.
- A tak, ja też muszę iść.
Rozeszliśmy się w swoje strony. Poszłam nad jezioro umyć rany. Wróciłam z resztkami jelenia znalezionego obok jeziora. Zaczęłam jeść. Zauważyłam, że ktoś idzie. Oblizałam się i wstałam. Był to Konor. Niósł w pysku jakiś kwiatek. Skąd on go wziął o tej porze? Nie wiedziałam.
- Dla Ciebie Hekate. - powiedział.
- Dzię-dziękuję. - odpowiedziałam, biorąc kwiatek od basiora.
Schowałam go. Kon zaproponował wspólny spacer. Poszliśmy w stronę lasu.

Konor?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz