- Super! Gdzie się wybierzemy? - Zapytała zaskoczona Hekate.
- Zależy gdzie chcesz!
- Co powiesz na kamienną dolinę?
- Spoko, ale teraz jest tam mega zimno. Góry Draane?
- Tam też jest zimno, ale rzadko tam bywałam. Idziemy?
- Jasne. Tylko najpierw na coś zapolujmy, tak na wszelki wypadek.
- Ok, szaraki?
- Mogą być.
Konor i Hekate pobiegli do lasu. Wilki na chwilę się rozdzieliły. Nagle basior ujrzał zająca i udał się za nim w pogoń. Wadera biegła polem, basior wypadł z lasu za zającem na łąkę. Wilki wpadły na siebie.
- Ała! Zostaw to, złodzieju! Krzyknęła wadera.
- Co jest? To ja Konor!
- Aaa! Kon... Przepraszam. Myślałam że to jakiś wilk-złodziej jedzenia, hah.
- Nie szkodzi. Masz coś? - Powiedziałem szarpiąc szaraka.
- Nie, to jedyna nasza "ofiara".
- Szkoda. Ale zawsze coś. Proszę, dla Ciebie połówka szaraka. Będziesz ją nieść, czy zjesz od razu?
- Zjem od razu. - Rzekła wadera jedząc zająca.
- Ja zostawię na później. Ruszajmy.
- Kon...? Mam pewne pytanie zanim wyruszymy.
- Słucham?
- Będziemy tam na noc, czy wracamy w środku nocy?
- Jak wolisz, hehe.
- Wolę już na noc, nie chce po dużym wysiłku od razu wracać. Tylko trzeba będzie znaleźć jakieś miejsce do spania. Ja szukam dla siebie, a Ty dla siebie. Umowa stoi?
- Umowa stoi. Idziemy, chodź!
- Idę, już idę.
Wraz z wilczycą poszedłem. Często się w nią wpatrywałem gdy nie patrzyła. Jej piękne oczy
błyszczały w blasku księżyca. Niestety raz to zauważyła, było mi wstyd. Czułem to "dziwne" uczucie.
- Konor, co ty robisz? - Odsapnęła zmęczona wędrówką Hekate.
- A-Aj... nic. Tylko idę.
- Widziałam przecież. Nie jestem głupia!
- No przepraszam... Ściemniło się, nie wiedziałem tak w sumie na czym się skupić.
- Dobrze. Ale tak serio to...?
- Zapomnij. Przypadkowo.
Byłem trochę zmartwiony ciszą wadery, wcześniej co chwilę coś mówiła, pytała a nagle zrobiło się bardzo cicho. Chcąc jakoś "rozruszać" rozmowę, zapytałem ją totalnie z czapy;
- Masz jakieś marzenia?
- Tak w sumie, zastanawiając się na poważnie, to tylko jedno.
- Mógłbym wiedzieć jakie?
- Wyruszyć w daleką, daleką podróż.
- Zamierzasz je kiedyś spełnić?
- Tak...
- Kiedy? Jako odkrywca?
- Owszem, jako odkrywca, ale też dla przyjemności. Noo, nawet wiem kiedy.
- No, to gdzie? - Spytałem szczerze zaciekawiony.
- Gdzieś gdzie nie byłam.
- Kiedy?
- Dzisiaj.
Bardzo, bardzo mnie to zadziwiło. Jak to dziś? Bez większego przygotowania? Ze mną, spełniać marzenia?
- Zaraz Hekate... Ze mną?
- Tak wyszło. Lubię mieć towarzystwo.
- No dobra, jak chcesz haha.
Po około 5 kilometrach, zatrzymaliśmy się aby się napić, było tam akurat małe źródełko. Woda była czysta, chłodna, orzeźwiająca i motywująca do dalszej wędrówki. Na drodze o dziwo nie było przeszkód, co z czasem zaczęło mnie martwić. Czasami przebiegały jakieś zające, ale nie chciało się ani mi, ani Hekate za nimi biegać. Myślałem o udaniem się nad rzekę i połowieniu paru ryb, jednakże na razie na horyzoncie nie było rzek. Za około 2 km miał być cel naszej wędrówki. Ciągle myślałem, czemu wadera o nic nie pyta, tylko ciągle o czymś myśli. Ciekawiło mnie o czym tak ciągle myśli. W reszcie wraz z waderą dotarłem do celu.
- No proszę, wcale nie jest tak zimno. - Wspomniałem zmęczony.
- Jest dosyć ciepło, znajdźmy te legowiska.
- Ok, lecę na wschód, ty na zachód.
Po jakimś czasie znalazłem ciepłą norkę. Przeszedłem się do miejsca w którym mieliśmy się spotkać po znalezieniu legowisk.
- Hekate!!! Jesteś tam? Masz legowisko?!
- Nie mam! A ty?
- Ja mam! Chodź!
- Lecę!
Rozmawiałem z waderą z daleka, potem już z bliska.
- Uff, no tak. Chodź, spróbujemy wejść na górę? - Zapytała wadera.
- Możemy, może odkryjemy nowe terytorium dla watahy. Rozdzielmy się!
- Ty wchodź od strony lasu, ja od strony pola.
Zacząłem wchodzić na górę, było cicho i spokojnie. Księżyc błyszczał ale nie była to jeszcze pełnia. Resztki zająca schowałem w norce. Nagle jednak usłyszałem krzyk, jakby coś lub kogoś ktoś obdzierał ze skóry! Zeskoczyłem z górskich wyżyn, zacząłem biec w stronę przerażającego dźwięku. Widzę stado żubrów coś atakującego... Po chwili dałem sobie zrozumieć że ich ofiarą ma być...Hekate! Zacząłem biec w stronę zwierząt, skoczyłem na żubra, szarpałem ile sił w paszczy. Jeden z 4 żubrów uciekł na mój widok, chyba było to niedoświadczone młode. Do wygonienia były jeszcze 3. Agresywnie zawyłem i gryzłem jednego z żubrów. Po jakimś czasie przepłoszyłem i mocno poturbowałem zwierzęta, nie wiadomo z jakiego powodu atakujące wilka. Zauważyłem biednie leżącą waderę na trawie, podszedłem do niej mówiąc;
- Hekate, co te żubry Ci zrobiły! - Zawyłem smutny i zmęczony.
- Nie...Nie...wiem... Złapały mnie za kark i pomiatały...a potem deptały po mnie...
- Nie martw się... Doigrają się. Obiecuje Ci to. - Powiedziałem nieświadomie gładząc łapą Hekate.
- H...Hej Kono-?
- Ojć, przepraszam...
- Nie szkodzi, dasz rade mnie przeprowadzić do norki?
- Jasne. Dla Ciebie wszystko. - Powiedziałem nieświadomie, czułem jakieś szybsze bicie serca na jej widok.
- Ooo, to naprawdę miłe...Już się podnoszę! Wystarczy Iskra.
Wadera się podniosła. Wtuliła się we mnie, potem była tylko oparta. Wróciłem z Iskrą do norki, położyła się w mojej norce. Nie chciałem spać pod gołym niebem, lał deszcz. Położyłem się więc koło Hekate.
Hekate?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz