Przed moimi oczami zauważyłem kawał mięsa i samicę, która go przyniosła. Delikatnie uniosłem swoje uszy usłyszawszy jej spokojny głos.
-Dzień dobry. Czujesz się już lepiej? Zjedz coś.
Nie wiedząc czemu, zaufałem jej i przekręciłem się na brzuch podnosząc swój ciężki łeb, mimo bólu w plecach. Delikatnie powąchałem zamordowane zwierzę, chyba pierwszy raz tak łakomie podszedłem do jedzenia. Cały czas czułem wzrok wadery, ale jakoś nie bardzo mnie to interesowało. Po żarłocznym śniadanku oblizałem się i spojrzałem w oczy wadery.
Lśniło od niej czystością i spokojem, którego nigdy nie widziałem w żadnym wilku, była dosyć inna niż reszta co spotkałem między swoimi wędrówkami.
-Lepiej się czujesz? - Ponownie zapytała.
Kiwnąłem głową na tak, mimo to podnosząc delikatnie wargę.
-Nie musisz się mnie obawiać. - Rzekła. -Tak jak mówiłam, mogłam cię dobić już na samym początku naszego spotkania, ale tego nie zrobiłam.
Znów podniosłem swój łeb a warga opadła na dół, obserwowałem jej posturę, jak na wilczycę była całkiem umięśniona i dużej wielkości.
-Jednakże, po co to zrobiłaś?
Zerknąłem na nią i usiadłem z wielkim bólem na plecach. Wadera prowizorycznie przewróciła oczami jakby uznała mnie za idiotę.
-Każdemu się pomaga, czyż to nie logiczne? - Odpowiedziała z lekkim uśmiechem na pysku.
Mogłem przyznać, nie wyglądała na groźną czy na jakąś w rodzaju oszustkę, która chciała mnie wykorzystać do głupich spraw jakie dzisiaj się mają w świecie.
-Dzięki... Czy coś... - Odpowiedziałem charkliwie, miałem dość rozdrażnione gardło przez zimną noc.
-Nie ma za co. - Dopowiedziała. -Co cię właściwie zaatakowało? - Podniosła swój pysk wyżej, patrząc na mnie pytająco.
-Głupia sprzeczka o żarcie... - Odpowiedziałem, również, przewracając wzrokiem z ostrym burknięciem przez stawy.
-Radzę ci odpoczywać. - Odpowiedziała patrząc na mnie dosyć opiekuńczo.
-Nie mam czasu na... - Nie odezwałem się do końca, kiedy tylko zauważyłem, że jej sierść była dość ubrudzona przez ziemię. Futro miała ułożone nie naturalnie, widać było, że doszło do walki. Nie patrząc już na nic, nawet na głupi ból w kręgosłupie, podszedłem do niej dość blisko, przez co Mallory cofnęła się o krok... Dobrze wiedziała, że mogę ją zaatakować i była gotowa na uniknięcie ataku.
Mimo swojego zachowania, powąchałem jej siną ranę obok żeber, która kątem oka była bardzo sina. Otworzyłem swoją czarną mordę i polizałem ją, usłyszałem ciche syknięcie, oznaczało to o świeżej ranie. Zrozumiałem, że mięso, które mi przyniosła było z młodego dzika, prawdpopodobnie walczyła z matką. Polizałem znów Jej ranę, tym razem delikatniej i konkretniej. Widziałem, że wilczyca była zdziwiona moim zachowaniem, ale jakoś nie sprawiało jej to problemu i pewnie nie chciała mnie denerwować...
Mallory?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz