wtorek, 17 marca 2020

Od Venira CD Mallory

Śnieg nasączony krwią i śliną mojej dumy, ciało zdrętwiałe ale przygotowane do obrony na wypadek ataku ze strony... Wadery
Powitał mnie całkiem ciepły głos ze strony wilczycy, która prawdopodobnie wywęszyła zapach moich ran. Najeżyłem się i podniosłem jedną z przednich łap do góry z gwałtownym warknięciem. Mój oddech był niespokojny i zimny, serce waliło jak szalone.
Wbiłem pazury w ziemię, na wypadek jeśli miałbym się przewrócić, chociaż spotkane zwierzę nie objawiało chęci do walki to i ja byłem podenerwowany. Czułem się zagrożony, nawet w pewnej chwili poczułem strach, który przemienił się w gniew szatana.
-Mam na imię Mallory. - usłyszałem.
Słyszałem spokój i czystość w jej głosie, patrząc na to, że nie rozmawiałem z nikim od dłuższego czasu i nigdy nie chciałem to zrobić... Gwałtownie się wycofałem i znowu zacząłem swój dramat, byłem tak nasączony nienawiścią i bólem ran, że nie myślałem racjonalnie.
Moje oddechy były nietypowe, brzmiałem jak jakiś psychopata z lasu. Z sercem było również podobnie, czułem istny ból w klatce piersiowej oraz przez nadmierne rany cielesne. Mój mózg oszalał i zauważyłem, że wilczyca się do mnie zbliżyła, mimo tego nadal na bezpieczną odległość.
-Potrzebujesz pomocy. - Znów rzekła. -Jak się nazywasz?
Usiadłem rozluźniając mięśnie i spowalniając oddech, moje ciało w końcu się zrelaksowało i serce wróciło do normalnego rytmu... Na tę chwilę...
-Venir... - Odpowiedziałem z ciężkim głosem.
Mallory zaczęła obserwować mnie z tamtej odległości, najprawdopodobniej oglądała moje rany. Cicho warknąłem kiedy tak tylko przejeżdżała wzrokiem po moim cielsku.
-Mogę ci pomóc... - Spojrzała na mnie łagodnym wzrokiem, zaś ja odwdzięczyłem się rzeźnią w oczach. Tym razem nawet ja nie wiem, co mi odbiło... Moje źrenice się pomniejszyły a oddech zaczął świrować, nie wiedziałem co już jest prawdziwe a co nie...
Jedyne co pamiętam, to skok w stronę wadery.
Nie wiem z jakiego powodu i dokładnie CO się stało... Ale już po chwili leżałem po drugiej stronie, za samicą. Przez jakąś chwilę nie poczułem żadnego bólu, który się nasilił gwałtownie w moich plecach. Otworzyłem swoje oczy, które powędrowały wzrokiem na czerwone drzewo, na które wpadłem całym cielskiem. Usłyszałem kroki wilczycy, która podeszła bliżej niż wcześniej.

Mallory?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz