- Dziękuję. - powiedziałam cicho, a moja duma i pewność siebie zniknęły w ciągu jednej sekundy. Nie miałam pojęcia co innego mogłabym powiedzieć.
Venir tylko skinął głową i ponownie się położył, tym razem jednak usłyszałam mocne strzyknięcie jego kości.
- Wszystko w porządku? - zapytałam już głośniej, myśląc, że wilk właśnie sobie coś złamał.
- To nic poważnego. - warknął odwracając ode mnie głowę.
Basior miał zdecydowanie trudny charakter. Właściwie nie można się temu dziwić, podejrzewałam, że życie dało mu w kość i teraz ciężko mu uwierzyć, że nie wszyscy są źli. Przez chwilę chciałam się odezwać, ale szybko zganiłam się w myślach, bo o czym miałabym z nim jeszcze rozmawiać? Spytać jak podoba mu się pogoda? Przyznać, że w nocy prawie umarłam na zawał, gdy zaczęła na mnie nacierać olbrzymia locha? No i mogło mi się też zemrzeć przez fakt, że była ogromna i gdybym się nie opamiętała, to nie miałby kto przynieść mu tego warchlaka, bo leżałabym teraz w lesie z połamanymi wszystkimi możliwymi kośćmi? Nie, to chyba nie ta droga.
Przez swoje rozmyślenia nawet nie zauważyłam, kiedy Venir się lekko odsunął. Moja osoba może i nie była wyjątkowo ciekawa, ale zawsze można spytać o coś, co względem tworzącej się watahy wydaje się oczywiste.
- Możesz zostać tutaj tak długo, jak tylko chcesz. Ugoszczę cię. - powiedziałam dostając tym samym uwagę wilka.
Milczał. Albo się nad tym zastanawiał, albo po prostu nie chciał mnie urazić brutalną odmową.
- Próbuję utworzyć watahę. Jest tutaj cała masa zwierzyny łownej, piękna okolica, łatwy dostęp do wodopojów. Przemyśl to, proszę. - starałam się mówić wyraźnie, ale czułam, że plącze mi się język. Sama jego obecność mnie stresowała, tutaj już nawet nie chodziło o nawiązywanie rozmowy.
Venir?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz