niedziela, 5 kwietnia 2020

Od Renesmee CD Lakris

Spojrzałam niepewnie na basiora, a następnie na ofiarę. Wiedziałam, że to ja mam zacząć jeść jako pierwsza. Po krótkiej chwili westchnęłam, po czym spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
- Dziękuję i wzajemnie. - odpowiedziałam i zaczęłam powoli jeść. Po chwili Lakris również przyłączył się do spożywania posiłku. Gdy się najadłam odeszłam kawałek dalej, położyłam się  i zaczęłam się oblizywać z krwi. Po chwili dołączył do mnie  Ris.
- I jak? Najedzona? - spytał z uśmiechem.
- Tak, aż za bardzo mogłabym powiedzieć. - odparłam rozbawiona. Lakris uśmiechnął się.
- Powinnaś jeść w takich porcjach moim zdaniem. - powiedział, a ja spojrzałam na niego lekko zaskoczona, lecz po chwili uśmiechnęłam się delikatnie.
- Rozumiem, mam jednak coś co mi nie pozwala jeść za dużo. Mniejsze porcje mi wystarczą. - powiedziałam z uśmiechem i po chwili wstałam i otrzepałam się.
- To może teraz mały spacer dla odmiany? Albo jeśli wolisz to mały wyścig?
- Po takim posiłku? - spytał rozbawiony.
- Racja, ja najchętniej bym się teraz położyła i po spała. - odparłam rozbawiona. - Ale potem się rozleniwię i nic mi się nie będzie chciało. - dodałam po chwili. Lakris również się zaśmiał.
- To niech będzie ten spacer. - odparł po chwili.
- No to ruszamy. - powiedziałam wesoło. Ruszyliśmy przed siebie, tam gdzie nad łapy poniosą. Co jakiś czas zerkałam na mojego towarzysza. Starałam się to jednak najlepiej jak potrafię ukrywać. Przyglądałam się wszystkiemu co mnie otacza. W głowie roiło mi się od wszelakich myśli, których nie mogłam poukładać. Były zbyt chaotyczne. Każda dotyczyła czegoś innego. Były też takie, które krążyły wokół Risa. Ponownie zetknęłam na niego i przez dłuższą chwilę tak się w niego wpatrywałam.

Lakris? 

Od Batari

Nigdy nie myślałam że Zima może być tak upierdliwa. Irytował mnie fakt, że sypiący gromem śnieg starannie przysypywał ślady jakiejkolwiek zwierzyny. Kiedy łapałam trop, ten nagle się urywał. To zły znak dla kogoś, kto nie jadł przez ostatnie trzy dni. Prawa tylna łapa, dalej bolała przy każdym stawianym przeze mnie kroku. Upadek z klifu z pewnością zostawił po sobie ślad. Na szczęście krwawienie ustąpiło, więc jak na razie nie miałam się czym martwić...mniej więcej. Nawet jeśli znalazłabym zwierzynę, przecież jej nie dogonię kulejąc.
Porzucając pomysł dalszej wędrówki wśród skał i porywczego wiatru, postanowiłam znaleźć jakieś cieplejsze miejsce. Wkrótce miała nadejść noc. Lubię ją, ale wiadomo, lepiej mieć gdzie zmrużyć oko. Na szczęście skaliste podłoże dało mi wiele do popisu i kilkanaście minut później leżałam skulona w wykopanym przez siebie dole, pod skałą. Starając się ignorować burczenie w brzuchu, skuliłam się jak najbardziej mogłam i zamknęłam oczy. Byłam na tyle wyczerpana, że zasnęłam w mgnieniu oka. Niestety, mój sen nie potrwał zbyt długo. Wiatr przybrał na sile i głośne syczenie wyrwało mnie z odpoczynku. Jednak kiedy otworzyłam oczy, dalej widziałam ciemność. Nie będąc jeszcze do końca obudzonym, rozciągnęłam się, głośno ziewając, a następnie łapami ponownie rozkopałam zasypany dół. To było złym pomysłem. Od razu mój pysk pokrył się warstwą śniegu, a ja sama poleciałam do tyłu. Nie słyszałam niemal nic, oprócz strasznego łomotu. Ku mojemu zdziwieniu, gdy wyszłam na zewnątrz, śniegu leżało coraz więcej i więcej. Gdybym się nie obudziła, pewnie byłabym jakieś 2 metry pod lodowymi płatkami. Uznałam że lepszym pomysłem będzie udanie się wyżej. Heh, łatwiej powiedzieć niż zrobić...Wiatr stanowił duży opór, zwłaszcza że nie jestem zbyt masywnie zbudowana, co nieco pogarsza sprawę. Gdybym nie trzymała się podłoża pazurami, poleciała bym jak mały, lekki liść bóg wie gdzie. Ledwo stawiałam łapę za łapą, wszystko w mojej głowie wirowało. Szło się okropnie ciężko. Zamknęłam oczy i szłam na oślep, co chyba poskutkowało bo po chwili, która była jak wieczność, syknęłam się z czymś twardym. Ostrożnie weszłam do jak się okazało, jaskini. Z racji że była dosyć głęboka, na jej końcu było niewiele śniegu. Tam też postanowiłam przespać resztę nocy.

---

Obudziły mnie dziwne dźwięki, jakby łamanie się drzewa. Powoli otworzyłam oczy, strzepując z siebie śnieg zalegający na czubku mojej głowy. Ostrożnie wychyliłam się zza głazu, by ujrzeć cień, szybko znikający za krzakami kilka metrów pode mną. Otrzepując się już całkowicie, zwinnymi susami zaczęłam kierować się niżej, oczywiście uważając na tylną łapę. Wydawało mi się, że przez tą nocną wspinaczkę, trochę z nią gorzej. Ignorując to jednak, w końcu udało mi się dojść do celu. Czym był ten cień? Z daleka wyglądało to na psowatego, jakiegoś lisa może...Ciekawość sprawiła że chciałam się przekonać.
Po dłuższym przebijaniu się przez roślinność, natrafiłam na wgniecenia w śniegu. Ślady łap, podobnych do moich. Czyli to musiał być wilk. Szczerze mówiąc, dawno nie widziałam innego wilka. Może powiedziałby mi, gdzie tak właściwie jestem. Przez głód i ten cały śnieg, straciłam nieco orientację. Zaczęłam więc podążać tropem, aż znalazłam się w mniej gęstym lesie. Tam, coś innego zwróciło moją uwagę. Zapach jedzenia...blisko. Zniżyłam się do poziomu ziemi i powoli czołgałam się w stronę zapachu. Jeśli dobrze to ugram, czeka mnie dobre śniadanie. Wyczuliłam wszystkie zmysły. Głód wziął górę i już nawet zapach wilka mnie nie interesował.  Kiedy czułam, że jestem wystarczająco blisko, a ofiara znajduję się tuż za krzakami, wyskoczyłam wysoko i z wyszczerzonymi kłami przewróciłam zwierzynę...zwierzę. A raczej..wilka przewróciłam. Moja mina zmieniła się diametralnie, można powiedzieć. w szok. Cóż, chyba myślał że mam inne zamiary, bo teraz to nieznajomy mnie przewrócił. Teraz to ja myśląc, że on ma złe zamiary, postąpiłam tak samo. Nasze przewrotki nie trwały długo, kiedy moja przewrotka zakończyła się tym, że walnęłam w drzewo.
- No już, starczy...O co ci chodzi co? Masz jakiś problem?- Zaskomlałam, czując ostry ból w tylnej łapie.
- Co? To ty mnie zaatakowałaś!- Rzekł oskarżająco. Co racja to racja.
- No przecież nie chciałam...myślałam że jesteś...no że jedzeniem jesteś. Poczułam je no...ehh. Przepraszam.- Przewróciłam oczami.

Ktoś? c:

Od Lakris CD Khidella

Ludzie szczenię. Poważnie? Co ludzki szczeniak robi w lesie kości? Gorzej, jeśli kręci się tu reszta tych dziwactw. Mimo wszystko mój towarzysz podszedł do tego i dotknął swoją łapą jego głowę. Nie wiem czemu, ale miałem do tego mieszane uczucia. Rozejrzałem się dookoła, ale nie zobaczyłem żadnej dorosłej wersji, jedynie ten dzieciak. Podszedłem bliżej Della bawiącego się z nim.
-Co my z nim zrobimy? - Spytałem trącąc go nosem.
-Hm...nie wiem? - Zaśmiał się i wrócił do zabawy.
Zabić to tego nie zabiję, mam jeszcze jakieś sumienie, dorosły to potwór, a dzieciak...to dzieciak i tyle. Zostawić też trochę dziwnie w takim miejscu, ale zabranie go do jego rasy wydawało się niebezpieczne. Co za męka. Westchnąłem.
-Zabierzmy go w pobliże reszty jego stada, zawyjmy i uciekniemy. Kto wie jakby nas potraktowali.
-Okieeej... - Odpowiedział Dell, widocznie trochę rozczarowany tą opcją.
Pytanie tylko jak to zabrać, żeby nie skręcić karku czasami. Na grzbiecie też raczej nie usiądzie. Co za niepraktyczne ciało, poważnie.
-Może pójdzie za nami? Albo trącąc go by się dało. - Zastanawiałem się.
W końcu mnie olśniło, dobre i ciekawe rozwiązania to ulubiona zabawa Della.
-Jakieś pomysły? - Zwróciłem się do niego i zobaczyłem błysk w jego oczach.
Powinienem się bać czy nie?

Dell? 

poniedziałek, 30 marca 2020

Batari - profil postaci


IMIĘ: Batari
PSEUDONIM: Jak na razie nikt nie zwracał się do niej inaczej niż pełnym imieniem
PŁEĆ: Wadera
WIEK: 2 Lata
CHARAKTER: Batari od szczenięcia nie znosiła rozkazów. Nie nic przeciwko hierarchii, szanuje stojących nad nią wyżej, lecz i tak woli robić rzeczy po swojemu. Lubi stać przy swoim, jest nieco uparta. Zawsze stara się dowieść swego, co jednak nie przeszkadza jej w przyznawaniu się do błędów. Uważa iż nikt nie jest idealny, w tym ona sama. Nie przepada za takimi typami charakteru które myślą że są bóstwami i stara się takowych unikać. Jeśli to się nie uda, nie ma problemu ze spławianiem natrętnych osobników. Może wydawać się na początku ponura, cicha, może to przez wyraz jej obojętnego pyska. Tak jest z początku, dopóki nie spojrzysz w jej ciepłe oczy w których zawsze jest iskra szczęścia. Czasem ciężko jest jej przekonać się do innych, co nie znaczy że jest nieśmiała. Kiedy ją poznasz, zauważysz że jest tą samą wesołą waderą jaką była kiedyś. Zdarza jej się zachowywać jak szczeniak, nie ukrywa że od czasu do czasu lubi się wygłupiać. Mimo to, kiedy trzeba, będzie poważna. Mało jest rzeczy których się boi, odwaga to jedna z cech które przyswoiła w ciągu swojego życia. Matki nie zna, lecz po ojcu na pewno odziedziczyła dziką przyjemność z wysiłku fizycznego, oraz walki. Wiele ją nauczył, zanim zechciała pójść własną drogą. Kiedy trzeba pokaże kły, ale tylko w ostateczności z kilkoma wyjątkami.
Wadera jest także opiekuńcza. Podczas gdy ojca nie było, to ona, najmłodsza z miotu, opiekowała się swoimi braćmi. Była jak na swój wiek samodzielniejsza od reszty, tak też jest dzisiaj. Uważa że nie potrzebuje by ktoś się nią opiekował, ona sama robi to najlepiej. Nie ma za to problemu opiekować się innymi. Jest raczej optymistką, ale realistka też pasuje. Widzi świat taki, jakim jest. Chłodny, okrutny, ale też wiele w nim piękna. Zdecydowanie bardziej woli samotność, chociaż nie przeszkadza jej towarzystwo. Niestety, nie potrafi zbytnio rozmawiać o uczuciach. Lepiej tego tematu unikać.
Podczas, gdy jest zdenerwowana, zamiast kręcić się w kółko, woli rozładowywać atmosferę. Nie lubi kłótni, sama jest dosyć cierpliwa, ale do czasu. Dlatego spory woli rozwiązywać szybko. Ale nawet jeśli wybacza, zdecydowanie nie zapomina.
 APARYCJA: Waderze nie można przypisać solidnego koloru, jest trochę taką mieszanką. jej futro u nasady jest czarne , a w połowie jaśnieje do odcienia szarego. Na łapach, posiada białe "skarpetki". Jej ciało jest szczupłe co czuć dopiero pod istnym płaszczem futra. Tak jest bardzo puchata i miła w dotyku. Często jednak, jej futro posklejane jest od krwi, gdyż uwielbia polować. Gdzieniegdzie można wyczuć też liczne blizny, w tym jedną na karku. Jej oczy, koloru są jasno brązowego, nazwać można bursztynem. Posiada ostre, białe kły które idealnie komponują się z jej sierścią.
 Jest zdecydowanie bardziej szybka i zwinna, niż silna. U niej góruje spryt i zwinność.
STANOWISKO: Wojskowy
RODZINA:
Matka- Lyann - Nie żyje
Ojciec- Colloss - Nie żyje
Bracia- Carlos, Collin, Miles, Hush
ZAUROCZENIE: Jak dotąd nikt nie wpadł jej w oko.
PRZESZŁOŚĆ: Wadera nie urodziła się w watasze. Jej ojciec odszedł wraz z jej matką gdy była w ciąży. Są wilki dobre i złe...ta wataha miała same złe wilki, dlatego, w strachu o rodzinę, postanowili wyruszyć i znaleźć swoje miejsce gdzie indziej. Niestety, Matka umarła przy porodzie, lecz dała życie 5 szczeniętom. Jej ojciec, opiekował się nimi jak mógł. Był i matką i ojcem, co było niezwykle ciężkie. Batari zauważyła to z czasem kiedy zaczęła dojrzewać. Pomagała ojcu, co robiło z niej świetną łowczynię. No ale nic nie może trwać wiecznie. Z czasem ojciec zaczął chorować i niedługo po tym odszedł. tak się stało, że ona i jej rodzeństwo musieli wynieść się, znaleźć inne miejsce, zostawić wszystko za sobą. Niestety, podczas jednej z ich wypraw, zaatakowali ich ludzie. Rozdzielili się i do tej pory wadera nie wie, co z jej braćmi. Szukała ich, lecz na próżno.
CIEKAWOSTKI:
- Jej głos jest zdecydowany, choć delikatny i miły dla ucha
- Bez mrugnięcia okiem potrafi zabić dorosłego człowieka, lecz dzieci jej sumienie nie pozwala ruszyć dziecka
- nie przepada za głębokimi zbiornikami wodnymi
- lubi deszcz

Od Konora CD Hekate

Po woli wraz z wilczycą szedłem. Ciągle rozmyślałem co Hekate wtedy mówiła. Nagle jednak gwałtownie spadłem na ziemię.
- Aaaał!!!
- Konor, co jest? Zapytała wyraźnie przestraszona wrzaskiem wilczyca.
Zwęziłem źrenice i wyszczerzyłem kły.
- Konor, uspokój się! Co Ci się stało?!
- Nie, nie nie wiem... Czuje się źle.. Wbiłem sobie coś w łapę...
Po chwili straciłem przytomność. Przed oczami zrobiło mi się czarno. Żałośnie zawyłem, czułem jakbym odpływał w daleką dal.
- Konor, żyjesz? - Słyszałem biedne wołanie towarzyszki.
Nie miałem nawet jak się odezwać, jakby ktoś mi zawiązał pysk. Po jakiejś chwili, czułem jakby coś mnie podniosło i gdzieś prowadziło. Jednak miałem zamknięte oczy, nie byłem w stanie ich otworzyć. Po paru minutach w ogóle straciłem czucie ciała. Dopiero po około 30 minutach znowu coś czułem. Leżałem na miękkim chodź wilgotnym mchu. Wtedy też "odblokowała" mi się mowa. Ujrzałem cień wilczycy, a wkrótce samą wilczycę.
- He-Hekate...?!
- Tak, Kon. To Ja.
- Co się stało?
- Wbiłeś sobie jakieś ostre paskudztwo w łapę. Kłos i szkło. Chyba przerwało Ci to żyłę, wyciągnęłam to diabelstwo. No ale lekarzem nie jestem, nie będę się mądrzyć heh.
- Jejku, dziękuje! Gdzie jesteśmy?
- Na bagnach.
- Okej. Byłaś tu?
- Ojj, powiem Ci że kiedyś, dawno temu. Nie pamiętam nic z tego miejsca. Możemy tu więc kontynuować podróż.
- Super! Tak w ogóle uwielbiam mokrą trawę! - Oznajmiłem tarzając się w mchu i trawie.
- Mogę dołączyć do tarzania się?
- Jasne!
Po chwili tarzania wraz z moją miłą towarzyszką, nagle Hekate spadła do bagna.
- Hej, Hekate! Wszystko ok?
- Oczywiście, chodź popływać! Co z tego że się pobrudzisz haha.
- No dobrze, skoro tak to... 1, 2, 3 skaczę!
- E-ejj, ochlapałeś mnie! Haha!
- No dobrze, dobrze. Kto pierwszy do tamtego drzewa?
Wadera wraz z basiorem pływali i pływali. Basior delikatnie wyprzedził waderę.
- Zgłodniałam Konor, na co polujemy?
- Ehh, nie wiem co tu jest. Usiądźmy i odpocznijmy na tamtym pagórku, może coś wypatrzymy.
- Zobacz jaki śliczny wschód słońca...
- Masz rację. Cudowny. A mam pewne pytanie Iskra...
- Słuch-słucham? - Zapytała wyraźnie przestraszona, zirytowana wilczyca.
- Co wtedy powiedziałaś? No wiesz...
- Ale kie-? Aha. Już pamiętam. No nic, daj spokój...
- Nie dam Ci spokoju, jak mi nie powiesz wilczko.
- No... Że Cię bardzo lubię.
- To wiem, ale jeszcze coś pod nosem, nie słyszałem co...
- Muszę...? To może Cię urazić... - Ujęła przestraszna wilczyca, czułem nutę kłamstwa w jej głosie.
- Po prostu powiedz.
- Konor...Ja... Czekaj! Tam biegły dwa jelenie!
- G-Gdzie?!
Zanim się obejrzałem, wilczyca znikła mi z oczu. Było mi smutno, byłem przygnębiony bo naprawdę ją polubiłem. Miałem nadzieje że zaraz wróci. Tymczasem pobiegłem za zapachem zwierzęcia. Rzeczywiście pachniało jak coś kopytnego, może to rzeczywiście jeleń? Otóż to, był to jeleń. O dziwo bardzo wysoki oraz masywny. Od razu na mnie spojrzał, zaczął ryczeć a widząc moje kły, od razu uciekać. Po paru minutach go dorwałem. Miałem dużo świeżego mięsa. Zobaczyłem znajomą, śliczną i szczupłą wilczą sylwetkę.
- To ty, Hekate? - Zapytałem skupiony, zdziwiony i mokry.
- Tak... P-podzielisz się...?
- Jasne, chodź. A czemu miałbym się nie podzielić?
- No bo zwiałam jak jakiś tchórz, a może jak jeleń przed wilkiem...
- Nie szkodzi, każdy ma czasami gorsze chwile. No ale... proszę. Powiedz...
- D-dobrze. Ostatnio poczułam coś...
- Co takiego?
- No... Konor... Ja Cię...Nie mogę!
- Czego nie możesz? - Dopytywałem zaciekawiony.
- Powiedzieć.
- Dlaczego?
- Za bardzo się wstydzę, przepraszam...
- Proszę, powiedz. Jestem Twoim przyjacielem na dobre i na złe.
- Konor, mogę Ci wyznać wszystko, prawda?...
- Jasne, powiedz.
- K-Konor, Ja Cię...kocham...
Jeszcze nigdy nie byłem tak zdziwiony. Czy Hekate naprawdę się we mnie zakochała? Nie sądziłem że odwzajemni moje uczucia. Też od jakiegoś czasu czułem coś więcej niż przyjaźń do niej.
- Przepraszam Konor! Tak bardzo przepraszam...
- Za co...?
- No za to że zakochałam się w kimś, kto na pewno teraz mnie nienawidzi...
- Skąd ten pomysł? Wybij to sobie z głowy... Ja Cię nienawidzę? Chyba śnisz... Ja... Odwzajemniam uczucia.
- Mówisz serio?!
- Tak. Od jakiegoś czasu...Chyba od czasu podarowania Ci tego kwiatka.
- Ojej, Konor! - Krzyknęła wilczyca przez łzy, wtulając się we mnie.

Hekate?

czwartek, 26 marca 2020

Od Khidella CD Lakris

— Ty się jeszcze pytasz? — zaśmiał się wesoło. Co raz bardziej mu się podobało w tej watasze, nie wiedział jaki przypadek go tu zaprowadził ale był mu naprawdę wdzięczny. Wilk otrzepał się z resztek wody, której ciężar dalej czuł na swoim futrze.
— Prowadź — dodał z rozbawieniem, które również udzieliło się drugiemu basiorowi.
— Ty przypadkiem nie powinieneś być odkrywcą? — zaśmiał się widząc jak na każdą nową rzecz reaguje ciemnofutry wilk.
— Nah, im zostawmy przekopywanie się przez bagna, ja o wiele bardziej wolę iść za nimi i zaznaczać to na mapie — stwierdził z uśmiechem na co Lakris pokręcił tylko głową.
— W sumie całkiem nie głupie — powiedział po czym ruszyli. Po dłuższej chwili drogi znaleźli się w miejscu o którym mówił biały wilk. Było tam dość osobliwie, a wszędzie było czuć zapach tych łysych małp.
— Ciekawe czy się tu jakieś kręcą... — powiedział Lakris węsząc przy ziemi gdy nagle usłyszeli szmer, a im oczom ukazał się szczeniak łysej małpy. Dziwnie na nich patrzył i coś nam memlając zaczął pełznąć w ich kierunku na czterech łapach, choć te dziwadła zazwyczaj poruszały się na dwóch. Z ciekawości Dell podszedł odrobinę niuchając po czym usiadł na ziemi i przekręcił głowę.
— Ej stary obczaj jakie śmieszne! — powiedział opierając szczeniakowi łapę na głowę na co on wydał z siebie dziwny dźwięk chyba coś co miało być śmiechem? W teorii brzmiało dość pozytywnie.

Ris?

środa, 25 marca 2020

Od Lakris CD Renesmee

Słowami nie da się opisać uczuć jakie się we mnie znajdowały, ani szybkości bicia serca, które desperacko starałem się uspokoić. W końcu dotarliśmy na polowanie i wyłapaliśmy zapach żubrów, podążyliśmy za nim, aż z oddali nie zobaczyliśmy odpoczywającego stada tych stworzeń, co prawda nie było to małe stado, ale też nie jakoś bardzo duże. Wybraliśmy wspólnie z Rene osobnika najdalej stada, który wydawał się dosyć łatwą zdobyczą dla naszej dwójki, był starszy od reszty, co znaczy że lepiej doświadczony, ale i słabszy. Chociaż miałem niepokojące uczucia co do tego, to nie zmieniliśmy celu. Rene miała go spłoszyć, a ja rzucić się na niego. Miałem nadzieję, że stado ucieknie, a nie zacznie się bronić, mielibyśmy na karku naprawdę spore zagrożenie, gdyby zaczęły nas gonić. Mieliśmy już ruszyć do ataku, gdy jednak postanowiłem odpuścić, zatrzymałem Rene łapą i wskazałem głową, że idziemy dalej. Żubry, owszem, mają dobre mięso, ale ubicie jakiegokolwiek jest ciężkie, to zadanie dla przynajmniej 5 wilków biorąc pod uwagę duży wzrost i grubą szyję. Rene chyba też załapała o co mi chodzi i poszliśmy dalej. Może wyszedłem na tchórza, ale wolę nie ryzykować, zwłaszcza kiedy poluję z kimś, szczególnie z nią. Na szczęście długo nam nie zajęło znalezienie rogaczy, tak jak poprzednio wybraliśmy osobnika najdalej od stada, Rene miała ją przepłoszyć w drugą stronę, a ja wystraszyć resztę stada tak, aby ją porzuciło. Spojrzałem porozumiewawczo na Rene i ruszyliśmy do ataku. Udało nam się to dość szybko i sprawnie, chociaż kilka rogaczy próbowało rzucić się na ratunek łani, ale jak ich trochę pogryzłem to zwiali. W tym czasie Rene udało się jakoś obalić ofiarę i przegryzła jej gardło. W sumie chciałem jej w tym pomóc, ale wyszło jak wyszło.
-Smacznego. - Powiedziałem, dając jej gest, że ma zacząć jeść pierwsza.

Renesmee?

Od Renesmee CD Lakris

Cieszyłam się, że basior przystanął na moją prośbę. Chociaż, nie byłam do końca pewna, czy mogę to tak nazwać. Po tym, jak ułożyliśmy się głębiej w jaskini, Lakris położył na mój grzbiet swój pyszczek Cieszyłam się, że byłam odwrócona w drugą stronę. Dzięki temu, no i dzięki gęstemu futrze, nie było widać mojego zawstydzenia, aż tak. Czułam miłe uczucie, które ciężko opisać. Z czasem udało mi się zasnąć. Spało mi się naprawdę przyjemnie. Wstałam następnego dnia pełna energii. Gdy się obudziłam, wstałam i się rozciągnęłam.
- Dzień dobry. - usłyszałam głos basiora. - Masz ochotę na małe polowanie z rana? - spytał. Uśmiechnęłam się miło.
- Czemu nie. - odparłam wesoło. Wręcz potruchtałam do wyjścia. Usłyszałam za sobą śmiech. Po chwili Ris podszedł do mnie, a ja uśmiechnęłam się do niego.
- Widzę, że masz dobry humor od rana.
- Masz rację. - odparłam rozbawiona. - Wyspałam się, jak nigdy. - dodałam po chwili.
- Cieszę się. - odparł z uśmiechem. - To co? Ruszamy do Świetlistego Lasu?
- Oczywiście ! - zawołałam radośnie. Ris zaśmiał się i ruszył przed siebie. Ruszyłam zaraz za nim. Przez całą drogę rozmawialiśmy. Zamilkliśmy, gdy weszliśmy do Świetlistego Lasu. Nie chcieliśmy spłoszyć potencjalnej ofiary. Szłam zaraz za Risem. Uważnie szukaliśmy tropów. W pewnym momencie do naszych nosów dotarł zapach stada żubrów.
- No to chyba mamy już cel. - powiedziałam z uśmiechem.

Lakris ?

poniedziałek, 23 marca 2020

Od Lakris CD Khidell

Popędziliśmy za tym "duchem", który okazał się być łanią albinosa. Po prostu nie wierzę, że pomyliłem zwierzę z duchem, nie wierzę. Duchem. DUCHEM. DUCHEM KURDE. Obydwoje byliśmy zażenowani.
-Chcesz go dorwać? - Spytał Dell.
-Mówi się, że białe albinosy to posłańcy z nieba, wole ich nie tykać. - Powiedziałem. - Lepiej wróćmy zanim alfa zauważy, że gdzieś zniknęliśmy.
Po drodze Dell wybuchł w końcu śmiechem, co mi też się udzieliło. W sumie ta sytuacja była żenująca, ale powalała elementem komedii. W końcu wróciliśmy i próbując się chociaż trochę opanować załatwiliśmy sprawę z alfą dotyczącą naszej zdobyczy, która wykarmi watahę na trochę. Pomogliśmy jej to rozdzielić na mniejsze części i gdzieś przenieśliśmy. Ponownie skończyłem cały uwalony krwią niedźwiedzia z gryzącym zapachem, Dell też miał futro oblepione od tego, więc poszliśmy od razu nad strumień, aby krew nie zaschła i dała się spłukać.
-Khidell...
-Del wysatrczy.
-A więc Del, chcesz iść zobaczyć las kości? - Spytałem.
-Co to? Jest tu coś takiego? - Odpowiedział pytaniem na pytanie.
W jego oczach dosłownie pojawiły się iskierki, a ogon energicznie machał.
-Sam nie do końca wiem po co, ale w lesie niedaleko starej ludzkiej osady, te łyse małpy zawiesiły na drzewach i u ich spodu kości. Chcesz iść to zobaczyć?

Khidell?

niedziela, 22 marca 2020

Od Ryann

Zwierzęta goniły mnie przez długi czas i raz udało się jednemu złapać mnie za ogon, ale w końcu udało mi się od nich uciec. Szłam roztrzęsiona po mokrej powierzchni próbując uspokoić siebie i zmysły. Przewróciłam się kilka razy, ale na szczęście niegroźnie, ostrożnie szłam przed siebie co chwilę upewniając się, że nagle nie spadnę. Nie polecam, ale da się przyzwyczaić. Minęło dobrych kilka chwil, zanim serce odzyskało swój rytm, a ja mogłam "rozejrzeć się" po okolicy. Usłyszałam szum drzew, śpiew zimowych ptaków i wiatr kołyszący krzakami. Było dość zimno, a miejsce do schronienia się nie było łatwe do znalezienia. Ruszyłam kilka razy uszami, próbując wychwycić kolejne dźwięki. Usłyszałam poruszające się w oddali dzikie zwierzęta i chyba jakieś wilki, na szczęście żaden nie był na tyle blisko, aby mnie zauważyć. Nagle niezbyt ciekawa melodia pobiegła z mojego żołądka. Minęło trochę czasu od kiedy ostatnio jadłam coś innego niż śnieg czy trawę, a mięso to chyba ostatnio w jaskini zanim coś mi go nie ukradło. Ruszyłam prosto przed siebie, przy okazji wpadając na drzewo, muszę się bardziej skupić na usłyszeniu przepływu wiatru. Naprawdę. Poruszałam głową kilka razy w prawo i lewo, bardzo szybko. Zdecydowałam się iść w lewo, większość zwykle wybiera prawo, ale przygoda woła z lewej. Nie przeszłam nawet 3 kroków zanim znowu w coś nie uderzyłam, ale...coś było nie tak, to nie było drzewo ani kamień, a futro. Odskoczyłam kawałek do tyłu i chciałam uciekać, sama nie wiem co skłoniło mnie do odezwania się.
-Kto tu jest!? - Poruszałam otwartymi oczami i głową dookoła, chociaż udając, że cokolwiek widzę.

Ktoś?

Od Khidella CD Lakris

Basior wybuchnął śmiechem widząc miny innych wilków, z czego sporej większości nie znał.
— No dzień dobry — rzucił na co wilki zaczęły patrzeć po sobie z minami w stylu "ej znacie go?" żeby dopiero po chwili alfa wyjaśniła im, że to nowy nabytek ich watahy. Ich pyski wyrażały więcej niż tysiąc słów, jedynie chyba jedna wadera zwróciła uwagę na lekko nadszarpnięte ucho Della. Dość szybko jednak alfa kazała im przenieść niedźwiedzia trochę dalej w las, mówiąc, że gdy tylko skończy zajmie się tą sprawą. W tym czasie oba basiory położyły się obok zdobyczy zmęczone przenoszeniem cielska taki kawał drogi. Jednak ich odpoczynek nie trwał za długo.
— Ej Ris też to widzisz? — ciemnofutry lekko ruszył białego wilka łapą jednak ten pokręcił głową.
— Co takiego? — zapytał zdziwiony jednak Dell zdarzył już podnieść się gotowy ruszyć w tamtym kierunku.
— Chyba widziałem ducha! — stwierdził na co Lakris się tylko zaśmiał.
— Ten niedźwiedź musiał nieźle cię walnąć w łeb — śmiał się dalej gdy nagle zauważył, że coś jasnego przebiega miedzy drzewami. — Cholera! Duch — zawołał cicho biały wilk również się podnosząc po czym obaj rzucili się w tamtym kierunku przy okazji zwalniając co chwilę trucht bo żaden z nich nie chciał być tym który pierwszy się z nim spotka. O jakie było ich zdziwienie gdy po chwili na wzgórzu dalej dwa przestraszone basiory zamiast ducha zastały łanię albinosa.
— Boże, tylko nikomu nie mów, że uznałem jelenia za ducha — stwierdził cicho Ris pewnie gdyby mógł strzelając sobie facepalm.
— Będę milczał jak grób — odpowiedział mu równie zażenowany ich głupotą.

Lakris?

Od Lakris CD Renesmee

Pusta. To idealny opis moich myśli. Propozycja wadery sprawiła, że cały mój pęd myśli nagle od tak zniknął, jak gdyby w ogóle nie istniał. Serce ponownie zaczęło mi szybciej bić.
-Pewnie. - Odpowiedziałem.
Poszliśmy nieco w głąb jaskini, aby było cieplej i mniej wiało, wadera położyła się zwijając w kłębek, a ja położyłem się tuż za nią od strony wejścia, kładąc głowę na jej plecach. Chyba pierwszy raz w życiu śpię przy kimś i to w dodatku w taki sposób. Starałem się uspokoić galopujące serce i zachować spokojny oddech, no naprawdę, co to za uczucia? W końcu, kiedy Rene zasnęła, ja także udałem się w krainę snu, ale ciągle pilnowałem wszystkiego wokół, taki nawyk. Nie wiem jak to się stało, że w nocy śniły mi się szczeniaki i chyba na razie nie chcę wiedzieć, minęły wieki od kiedy widziałem jakiegokolwiek, przypadek. Obudziłem się rano z pierwszymi promieniami słońca, które wpadły mi do jaskini, ale jakoś nie chciało mi się wstawać, machnąłem z 3 razy ogonem, ale poza tym to wcale się nie ruszyłem, zaczekałem aż Rene się obudzi i wstanie. Kiedy tak leżałem, rozmyślając o wszystkim w końcu udało mi się wyklarować kilka myśli i jakoś przypomniało mi się, co oznacza szybsze bicie serca, chęć ochrony i zaopiekowania się, a także czasami zawstydzenie, i wyszło na to, że chyba zakochałem się w tej waderze, która spała tuż przede mną, tylko czy ona by mnie w ogóle zechciała? Na razie z tego co mówiła, to chce żebyśmy byli przyjaciółmi, więc chyba na razie tak zostanie. Albo jej powiedzieć? Od tego wszystkiego aż lekko rozbolała mnie głowa. W końcu Rene się obudziła, wstała i przeciągnęła.
-Dzień dobry~ - Przywitałem się z uśmiechem, również wstając. - Masz ochotę na małe polowanie od rana? - Spytałem machając ogonem i starać się za bardzo nie myśleć o wnioskach wynikających z moich przemyśleń.

Renesmee?

Od Hekate CD Konora

Poczułam ciepło bijące od strony pleców. Przekręciłam głową i ujrzałam Konora. Przysunęłam się bliżej i wtuliłam w futro na szyi. Po kilku minutach opamiętałam się. Wyszłam z nory, otrzepałam i poszłam się napić. Było źródełko ze świeżą wodą. Napiłam się i wróciłam do norki. Nagle poczułam, jak Konor przybliża się w moją stronę. Oczywiście przez sen. Moje serce zaczęło mocniej bić. Przytuliłam się do basiora i zasnęłam. Obudziłam się rano. Konor jeszcze spał. Położyłam pysk przy jego pysku i zamknęłam oczy. Obudziłam się godzinę później. Wilka nie było w norze. Nie wiedziałam, gdzie poszedł. Postanowiłam położyć się jeszcze na moment. Usłyszałam ciepły głos Konora. Wyszłam z norki i zobaczyłam zająca. Kon przysunął go do mnie i zaczęliśmy jeść. Zobaczyłam, że Konor zaczął iść.
- Gdzie idziesz? - zapytałam.
- Powoli w stronę domu. - powiedział zakłopotany Konor.
Widać było po nim, że coś jest nie tak. Nie wiedziałam co.
- A nasza przygoda? Moje marzenie?
- Idź sama. Muszę wracać do domu.
- Nie możesz! Nie chcę iść sama.
Konor odwrócił się w moją stronę i podszedł.
- Dobra, pójdę z Tobą.
Ruszyliśmy. Mijaliśmy po drodze dużo szaraków. Szliśmy i szliśmy. Zobaczyłam, że Konor znów patrzył się w moje oczy. Nie powiedziałam nic. Zwolniłam tempo i szłam trochę za basiorem. Teraz ja patrzyłam na jego oczy. Wilk gwałtownie odwrócił się w moją stronę, smyrnął łapą po pysku i zaczął uciekać. Pobiegłam za nim. Wbiegliśmy w ciemny, gęsty las. Zgubiłam Konora. Usiadłam i czekałam. Myślałam, że wróci, lecz nie wracał. Ruszyłam do przodu. Poczułam jego zapach. Zaczęłam biec. Basior stał wpatrzony w drzewo.
- Konor?
Cisza.
- A tak, już, już idziemy.
- Wszystko w porządku?
- Tak, możemy iść. - powiedział.
Teraz ja prowadziłam wędrówkę. Konor szedł z tyłu. Nagle podszedł do mnie i szliśmy równym tempem.
- Jestem głodny. - powiedział.
- To ja tu poczekam, a Ty idź sobie coś upolować.
Basior poszedł. Wtedy zaczęłam myśleć o tym, że coś do niego poczułam. Miłość? To pytanie długo mnie nurtowało. Chciałam mu to jakoś powiedzieć, ale nie wiedziałam jak. Przyszedł, zjadł zająca i ruszyliśmy. Przez cały czas, żaden z nas się nie odezwał.
- K-Konor... - wyszeptałam pod nosem, zatrzymując się.
- Tak?
- Ja... Ciebie... - powiedziałam cicho. - Kocham... - wyszeptałam pod nosem, aby nikt nie słyszał.
- Możesz powtórzyć?
- Ja Cię... Kocham... - znów wyszeptałam.
- Co?
- Ja Cię uwielbiam! - krzyknęłam w ostatnim momencie.
- Jesteś najlepszym towarzyszem, jakiego dotychczas miałam.
- Dzięki, ja też Cię lubię. - powiedział z uśmiechem Konor.
Nie wiem, czemu ja to powiedziałam. Czułam się źle. Chciałam zawrócić do domu, lecz nie chciałam się odwracać w jego stronę. Stronę Konora.
- Chodź szybciej. - powiedziałam twardszym głosem.
- Już lecę! - krzyknął basior

Konor?

Od Mallory CD Narcyza

- Co? - mruknęłam nie wiedząc co się właściwie dzieje.
- Człowiek, uciekaj! - warknął donośnie wilk i po chwili odwrócił się w przeciwnym kierunku, gotów do dalszego biegu.
- Zaczekaj - udało mi się jeszcze na chwilę zwrócić na siebie jego uwagę. - Mieszkam na tym terenie od urodzenia, znam go jak własną norę, ze mną masz większe szanse go zgubić. - nie wiem czy w ogóle mówiłam zrozumiale, to był jeden, wielki słowotok, ale basior nie pozostał mi dłużny. Chwilę się wahał, ale postanowił mi zaufać. Skinieniem głowy dałam mu znak, aby podążał za mną.
Natychmiast rzuciliśmy się do ucieczki, co jakiś czas zerkając za siebie. Na szczęście nie słyszeliśmy za sobą skrzypiących kroków w śniegu. Prędko dotarliśmy do rzeki, do której szybko wskoczyliśmy i przez jakiś czas szliśmy z łapami zmoczonymi w wodzie, aby nie pozostawiać śladów. Na szczęście od miejsca, w którym spotkałam basiora, do doliny jest całkiem spory kawałek drogi. Kiedy już było spokojniej postanowiłam, że to dobry czas na zaczęcie rozmowy.
- Jestem Mallory. - odwróciłam się do wilka, który obserwował teren za sobą, jednak na mój głos spojrzał na mnie.
- Narcyz. - odrzekł, dopiero teraz mogłam wsłuchać się w jego głęboki, melodyjny ton głosu. - A dokładniej Narcyz Kwiat Paproci. - sprecyzował basior.
- Miło mi. - ukłoniłam się lekko. - Ludzie nigdy nie zapuszczali się na te tereny, nie wiem co ich do tego skłoniło.
- Zapewne na ich terytorium kończy się pożywienie i przeczesują dalsze okolice. - basior nieznacznie się do mnie zbliżył.
- Czy to nie ty byłeś tym towarzyszem wilczycy o imieniu Werbena Czarny Bez? - zapytałam, kiedy połączyłam fakty. On miał na sobie zapach tej wadery.
- Tak. - potwierdził Narcyz po chwili milczenia. - Znasz ją?
- Dołączyła do tutejszej watahy, opowiedziała mi też, że być może również szukasz schronienia. Może zechciałbyś dołączyć?

Narcyz?

Od Mallory CD Werbeny

 Z tego co pamiętałam, w okolicy doliny było jeszcze kilka wolnych nor, grot i większych jaskiń. Było tam najbezpieczniej z uwagi na to, że ów dolina była sercem Thair Esser, najczęściej wilki wstępujące do watahy wybierały sobie leża w niedużej odległości od niej.
- Pokażę ci kilka miejsc - odezwałam się. - a ty wybierzesz to, które najbardziej ci odpowiada. Wolę nie wyprowadzać cię gdzieś nie wiadomo gdzie z uwagi na obecną sytuację. Kiedy już wszystko się wyjaśni, będziesz mogła obrać inną kryjówkę. - dodałam strzygąc uszami, przez chwilę wydawało mi się, coś usłyszałam za drzewami, ale okazało się to tylko moją paranoją.
- Rozumiem, nie mam z tym żadnego problemu.
- To doskonale. - uśmiechnęłam się, po czym stanęłam i kiwnęłam głową w prawo. - Tutaj, pod tą skałką jest nora. Nie jest jakaś ogromna, ale jeden wilk z pewnością się zmieści. - nachyliłam się i zamierzałam wejść do środka, kiedy usłyszałam przeraźliwe warknięcie dobiegający z wnętrza. Najeżyłam sierść i odsłoniłam kły stając bokiem, aby w razie czego osłonić waderę. Sprawcą zamieszania okazał się zwyczajny lis, który najwyraźniej stwierdził, że niezajętą przez nikogo norę zaklepie sobie sam. Wyłonił się ze środka i oceniwszy swoją sytuację widząc przed sobą dwa dorosłe wilki, pognał gdzieś pomiędzy oprószone śniegiem krzaki. Odetchnęłam z ulgą, przez chwilę myślałam, że może to być potencjalny wróg.
- Wybacz na chwilę. - powiedziałam i wsunęłam się do środka. Lis nie przesiadywał tutaj długo, bo zapach nie był mocny. Wyszłam z jamy i otrzepałam swoją sierść. - A zatem zapraszam, jak to ocenisz? Może być, czy idziemy poszukać czegoś innego?

Werbeno?

Od Renesmee CD Lakris

Propozycja, abym została na noc u mojego towarzysza mocno mnie zaskoczyła i zawstydziła.
Przez chwilę nie wiedziałam co odpowiedzieć. Jednak zgodziłam się. To było naprawdę miłe z jego strony.  Nie spodziewałam się, że coś takiego się zdarzy. Gdy szliśmy Ris nagle się odezwał. Przez chwilę milczałam, ale następnie uśmiechnęłam się w jego kierunku.
- Nie przejmuj się. To zabrzmiało bardzo przyjaźnie. - powiedziałam z uśmiechem.
- Na pewno? - spyta trochę niepewnie. Uśmiechnęłam się przyjaźnie i przytaknęłam skinieniem głowy.
- Tak. To naprawdę bardzo miłe z twojej strony. - powiedziałam wesoło. Lakris uśmiechnął się. Szliśmy, a po drodze trochę sobie razem porozmawialiśmy. Czas minął nam miło.
- Muszę przyznać, że dzisiejszy dzień na pewno zostanie w mojej pamięci i to na długo. - powiedziałam z uśmiechem. Ris zaśmiał się delikatnie.
- Też będę go miło wspominał. - odparł. Znów poczułam to dziwne, a zarazem miłe uczucie. Spojrzałam w bok. Z czasem dotarliśmy do jaskini basiora. Czułam się dosyć niepewnie. Nikt jeszcze nie zaoferował mi noclegu. Zatrzymałam się przed wejściem do jaskini. Ris również się zatrzymał i spojrzał na mnie.
- Nie idziesz? - spytał zaciekawiony.
- I-idę. - odparłam nieśmiało i ponownie ruszyłam przed siebie. Gdy znaleźliśmy się w środku spojrzałam na basiora i uśmiechnęłam się.
- Tu jest naprawdę przytulnie. - przyznałam.
- Dziękuję, że tak mówisz. - odparł z uśmiechem. Przysiadłam gdzieś z boku i ponownie rozejrzałam się po jaskini.
- Czuj się jak u siebie. - odparł basior. Zaśmiałam się delikatnie.
- Dziękuję. - powiedziałam z uśmiechem. Po chwili położyliśmy się do snu. Jednak nie mogłam zasnąć przez zimno, które mi to utrudniało. Spojrzałam na leżącego niedaleko wilka. Ris wydawał się spać. Zebrałam się i wstałam, a następnie niepewnie zbliżyłam się do niego.
- R-Ris? - zająknęłam się cicho. Basior otworzył oczy i uśmiechnął się delikatnie.
- Coś się stało Rene? - spytał.
- Tak... Znaczy... Nie.... To znaczy.... - zaczęłam płatać się we własnych słowach.
- Spokojnie. - powiedział z uśmiechem.
- Chciałam się spytać, czy mogłabym spać leży tobie, ponieważ jest zimno i nie pozwala mi to spać. Jeśli oczywiści się zgodzisz. - powiedziałam zawstydzona. W duchu obawiałam się odpowiedzi basiora. Co jak się nie zgodzi i pomyśli o mnie źle? Tak dobrze się z nim dogaduje. Nie chcę tego tak po prostu zepsuć.

Lakris?

Od Narcyza

To była pierwsza noc od kilku dni, którą spędziłem w samotności. Nie spałem, czekałem na jakikolwiek znak od Werbeny. Mniej więcej o północy usłyszałem wycie, było przepełnione żalem z nutką niepokoju, gdzieś tam na końcu. Odpowiedziałem natychmiast. Oboje żyliśmy, nasze drogi oficjalnie mogły się rozejść. Spałem zaledwie kilka godzin. Znów byłem zdany na siebie i kruki. W półmroku zacząłem nasłuchiwać swoich latających przyjaciół, w końcu któryś z nich dał o sobie znać. Ruszyłem w pogoń nie zważając na to, że przekraczam właśnie granice obcej watahy. Byłem głodny i nie obchodziło mnie, co będzie dalej. W końcu to poczułem, metaliczny zapach krwi oraz nieprzyjemna woń rozkładu. Ciało musiało tam leżeć dłużej niż przypuszczałem. Zbliżyłem się do truchła, które okazało się martwym wilkiem. Zdecydowanie zginął w walce. Po oględzinach postanowiłem iść dalej na północ, chociaż okolica ciągle wyglądała tak samo. Miałem wrażenie, że krążę, sosny, świerki, sosny, świerki, góry. I nagle natrafiłem na dość intensywny wilczy zapach. Zacząłem podążać jego śladem, nie mając świadomości, że gonię za swoją przyszłą alfą. Z każdym krokiem zapach stawał się intensywniejszy, a wtedy poczułem coś jeszcze, swoją zagubioną przyjaciółkę. Nie była to jednak ona we własnej osobie, to ten wilk nosił na sobie jej zapach. Wbiegłem na polanę płosząc przy tym stado ptaków, które grzebały w ziemi rozkopanej przez dziki. Tylko na chwilę zapomniałem o niebezpieczeństwie, ale było za późno. Na łące pojawił się człowiek. Automatycznie przyjąłem pozycję obronną, ale nie pokazywałem zębów. Miałem zamiar się wycofać, ale w tej samej chwili wróg rzucił we mnie włócznią. Zrobiłem unik, lecz nie był na tyle szybki, by całkowicie uciec od broni. Włócznia przeleciała tuż nad plecami, a grot przeciął skórę. To nie był dobry moment na walkę, ale doskonały na ucieczkę. Wstałem i ruszyłem w stronę lasu nie zważając na przeciwnika. Byłem ranny, a śnieg zdradzał mój najmniejszy ruch. Musiałem znaleźć jakieś schronienie. Nie zauważyłem, kiedy wpadłem na innego wilka. Przeturlaliśmy się jakiś kawałek pozostawiając po sobie sobie kilka większych plam krwi, to znaczy ja je zostawiłem.
– Uciekaj – wysyczałem, kiedy w końcu udało mi się wstać.



Mallory?

Od Konora CD Hekate

Zaproponowałem wilczycy spacer. Byłem pewien że odmówi, ponieważ... ze mną? I już powoli miało się ściemniać. Jednak ku mojemu zaskoczeniu, wadera skinęła głową.
- Super! Gdzie się wybierzemy? - Zapytała zaskoczona Hekate.
- Zależy gdzie chcesz!
- Co powiesz na kamienną dolinę?
- Spoko, ale teraz jest tam mega zimno. Góry Draane?
- Tam też jest zimno, ale rzadko tam bywałam. Idziemy?
- Jasne. Tylko najpierw na coś zapolujmy, tak na wszelki wypadek.
- Ok, szaraki?
- Mogą być.
Konor i Hekate pobiegli do lasu. Wilki na chwilę się rozdzieliły. Nagle basior ujrzał zająca i udał się za nim w pogoń. Wadera biegła polem, basior wypadł z lasu za zającem na łąkę. Wilki wpadły na siebie.
- Ała! Zostaw to, złodzieju! Krzyknęła wadera.
- Co jest? To ja Konor!
- Aaa! Kon... Przepraszam. Myślałam że to jakiś wilk-złodziej jedzenia, hah.
- Nie szkodzi. Masz coś? - Powiedziałem szarpiąc szaraka.
- Nie, to jedyna nasza "ofiara".
- Szkoda. Ale zawsze coś. Proszę, dla Ciebie połówka szaraka. Będziesz ją nieść, czy zjesz od razu?
- Zjem od razu. - Rzekła wadera jedząc zająca.
- Ja zostawię na później. Ruszajmy.
- Kon...? Mam pewne pytanie zanim wyruszymy.
- Słucham?
- Będziemy tam na noc, czy wracamy w środku nocy?
- Jak wolisz, hehe.
- Wolę już na noc, nie chce po dużym wysiłku od razu wracać. Tylko trzeba będzie znaleźć jakieś miejsce do spania. Ja szukam dla siebie, a Ty dla siebie. Umowa stoi?
- Umowa stoi. Idziemy, chodź!
- Idę, już idę.
Wraz z wilczycą poszedłem. Często się w nią wpatrywałem gdy nie patrzyła. Jej piękne oczy
błyszczały w blasku księżyca. Niestety raz to zauważyła, było mi wstyd. Czułem to "dziwne" uczucie.
- Konor, co ty robisz? - Odsapnęła zmęczona wędrówką Hekate.
- A-Aj... nic. Tylko idę.
- Widziałam przecież. Nie jestem głupia!
- No przepraszam... Ściemniło się, nie wiedziałem tak w sumie na czym się skupić.
- Dobrze. Ale tak serio to...?
- Zapomnij. Przypadkowo.
Byłem trochę zmartwiony ciszą wadery, wcześniej co chwilę coś mówiła, pytała a nagle zrobiło się bardzo cicho. Chcąc jakoś "rozruszać" rozmowę, zapytałem ją totalnie z czapy;
- Masz jakieś marzenia?
- Tak w sumie, zastanawiając się na poważnie, to tylko jedno.
- Mógłbym wiedzieć jakie?
- Wyruszyć w daleką, daleką podróż.
- Zamierzasz je kiedyś spełnić?
- Tak...
- Kiedy? Jako odkrywca?
- Owszem, jako odkrywca, ale też dla przyjemności. Noo, nawet wiem kiedy.
- No, to gdzie? - Spytałem szczerze zaciekawiony.
- Gdzieś gdzie nie byłam.
- Kiedy?
- Dzisiaj.
Bardzo, bardzo mnie to zadziwiło. Jak to dziś? Bez większego przygotowania? Ze mną, spełniać marzenia?
- Zaraz Hekate... Ze mną?
- Tak wyszło. Lubię mieć towarzystwo.
- No dobra, jak chcesz haha.
Po około 5 kilometrach, zatrzymaliśmy się aby się napić, było tam akurat małe źródełko. Woda była czysta, chłodna, orzeźwiająca i motywująca do dalszej wędrówki. Na drodze o dziwo nie było przeszkód, co z czasem zaczęło mnie martwić. Czasami przebiegały jakieś zające, ale nie chciało się ani mi, ani Hekate za nimi biegać. Myślałem o udaniem się nad rzekę i połowieniu paru ryb, jednakże na razie na horyzoncie nie było rzek. Za około 2 km miał być cel naszej wędrówki. Ciągle myślałem, czemu wadera o nic nie pyta, tylko ciągle o czymś myśli. Ciekawiło mnie o czym tak ciągle myśli. W reszcie wraz z waderą dotarłem do celu.
- No proszę, wcale nie jest tak zimno. - Wspomniałem zmęczony.
- Jest dosyć ciepło, znajdźmy te legowiska.
- Ok, lecę na wschód, ty na zachód.
Po jakimś czasie znalazłem ciepłą norkę. Przeszedłem się do miejsca w którym mieliśmy się spotkać po znalezieniu legowisk.
- Hekate!!! Jesteś tam? Masz legowisko?!
- Nie mam! A ty?
- Ja mam! Chodź!
- Lecę!
Rozmawiałem z waderą z daleka, potem już z bliska.
- Uff, no tak. Chodź, spróbujemy wejść na górę? - Zapytała wadera.
- Możemy, może odkryjemy nowe terytorium dla watahy. Rozdzielmy się!
- Ty wchodź od strony lasu, ja od strony pola.
Zacząłem wchodzić na górę, było cicho i spokojnie. Księżyc błyszczał ale nie była to jeszcze pełnia. Resztki zająca schowałem w norce. Nagle jednak usłyszałem krzyk, jakby coś lub kogoś ktoś obdzierał ze skóry! Zeskoczyłem z górskich wyżyn, zacząłem biec w stronę przerażającego dźwięku. Widzę stado żubrów coś atakującego... Po chwili dałem sobie zrozumieć że ich ofiarą ma być...Hekate! Zacząłem biec w stronę zwierząt, skoczyłem na żubra, szarpałem ile sił w paszczy. Jeden z 4 żubrów uciekł na mój widok, chyba było to niedoświadczone młode. Do wygonienia były jeszcze 3. Agresywnie zawyłem i gryzłem jednego z żubrów. Po jakimś czasie przepłoszyłem i mocno poturbowałem zwierzęta, nie wiadomo z jakiego powodu atakujące wilka. Zauważyłem biednie leżącą waderę na trawie, podszedłem do niej mówiąc;
- Hekate, co te żubry Ci zrobiły! - Zawyłem smutny i zmęczony.
- Nie...Nie...wiem... Złapały mnie za kark i pomiatały...a potem deptały po mnie...
- Nie martw się... Doigrają się. Obiecuje Ci to. - Powiedziałem nieświadomie gładząc łapą Hekate.
- H...Hej Kono-?
- Ojć, przepraszam...
- Nie szkodzi, dasz rade mnie przeprowadzić do norki?
- Jasne. Dla Ciebie wszystko. - Powiedziałem nieświadomie, czułem jakieś szybsze bicie serca na jej widok.
- Ooo, to naprawdę miłe...Już się podnoszę! Wystarczy Iskra.
Wadera się podniosła. Wtuliła się we mnie, potem była tylko oparta. Wróciłem z Iskrą do norki, położyła się w mojej norce. Nie chciałem spać pod gołym niebem, lał deszcz. Położyłem się więc koło Hekate.

Hekate?

Od Lakris CD Khidella

Nie powiem, zaskoczyły mnie zdolności nowego współtowarzysza, chociaż ran się uniknąć całkowicie nie dało. Spytałem basiora czy czasem nie jest wiewiórką, chciałbym umieć tak skakać, ale to chyba niewykonalne. Podszedłem bliżej niego i przyjrzałem się ranie, jego ucho było trochę rozdarte, ale raczej się zrośnie.
-Jestem...wiewiórwilkiem. - Powiedział Dell i zaczął się lekko śmiać ze swojego żartu, mnie też trochę to rozśmieszyło.
-Gdzieś tutaj była babka lancetowata, opatrzymy ci to najpierw, a później się jego zaciągnie. - Powiedziałem.
On chyba dopiero teraz zdał sobie sprawę, że krew mu leci, bo był tym dość zaskoczony. Magia adrenaliny. Na szczęście, udało mi się zlokalizować roślinę spod śniegu, fart. Zerwałem ją i przyłożyłem Khidellowi do ucha, uprzednio czyszcząc ranę językiem. Kiedy już to w miarę ogarnęliśmy, musieliśmy wymyślisz, jak zaciągnąć około 300 kilogramową bestię gdziekolwiek. Postanowiliśmy ją turlać, tak, to pomysł Della, opierając się przednimi łapami o niedźwiedzia i odpychając tylnymi. Nawet nie chcę myśleć jak to musiało wyglądać, ale działało. Pokonanie kilometra zajęło nam w ten sposób jakieś pół godziny i tak z 14 wypadków. W końcu, chyba w środku nocy byliśmy już niedaleko jaskini alfy, gdzie zbiera się większość watahy, aby omówić co na przykład się działo. Co tu dużo opowiadać z naszej strony, wzrok niektórych, kiedy turlaliśmy tutaj miśka był po prostu cudowny, a te otwarte pyszczki...idealna sytuacja do przypomnienia sobie, kiedy nie masz zbyt dobrego humoru.

Khidell?

Od Khidella CD Lakris

Dell zastrzygł uszami kładąc je płasko po sobie warcząc. Adrenalina bardzo uderzyła wilka, buzując w jego żyłach, nie było miejsca na przemyślenie sytuacji, to był czas na atak. Już nie raz spotkał się z, niedźwiedziem, choć zazwyczaj musiał mu stawiać czoło sam tym razem jednak korzystając z tego, że niedźwiedź skupił się na drugim basiorze szybko odskoczył w bok biegnąc najszybciej jak potrafił i wskakując na pień drzewa obok stworzenia użył go do tego aby się odbić i trafić akurat w pysk miśka przy okazji wytrącając go z równowagi. Co prawda upadając razem z nim, a łapa niedźwiedzia lekko musnęła jego głowę rozrywając mu ucho. Jednak zanim zdezorientowany niedźwiedź zareagował ciemnofutry basior ugryzł go w pysk a jego nowy przyjaciel szybko reagując wbił kły w jego odkrytą w tym momencie szyję przy okazji przegryzając tętnice. Niedźwiedź był martwy.
— woho! — zawołał Khidell otrzepując się i podskakując dalej czując nadmiar adrenaliny przy okazji ruszając łapą swoje ucho — Poszło lepiej niż się spodziewałem — zaśmiał się wesoło patrząc na ofiarę po czym odwrócił się w kierunku Lakrisa — To teraz trzeba to jakoś przetransportować — dodał
— Cholera stary, jesteś wilkiem czy wiewiorką? — zaśmiał się w odpowiedzi wesoło Lakris patrząc na ich zdobycz — Szybko poszło, no i prawie, że bez ran — powiedział podchodząc i oglądając ucho drugiego wilka.

Lakris?

Od Lakris CD Khidella

Ryby były całkiem dobre, w sumie minęło sporo czasu od ostatniego razu, ale i tak raczej wolałem smak mięsa oraz krwi leśnych stworzeń. Kihdell był zaskakująco nieszablonowy i w ogóle nie mogłem przewidzieć na jaki pomysł wpadnie następnym razem. Nagle na nos spadł mi płatek śniegu. 
-Znowu opady? - Spojrzałem w górę z zaciekawieniem, basior zrobił to samo nie ukrywając entuzjazmu.
Jak tylko spojrzałem na wilka to zobaczyłem, jak próbował zjeść spadające płatki śniegu, trochę mnie to zdziwiło, ale zrobiłem to samo. 
-Chłodne.
-Co nie? - Spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
W pewien sposób nawet polubiłem przebywanie w jego towarzystwie. 
-Właśnie, latem pokażę ci kilka ciekawych miejsc, o tej porze roku niestety dosyć trudno się tam dostać.
Basior zainteresował się tym tematem, ale postanowiłem zachować to w lekkiej tajemnicy, chociaż nie wiem czy kartograf zaznacza na mapie podziemne jaskinie? Zaproponowałem mu jeszcze przejście się tam, gdzie się spotkaliśmy. Basior był tym pomysłem zachwycony, chyba tak jak ja chciał popodziwiać widoki w spokoju, chociaż w jego przypadku również przypatrzyć się i rysować mapy. Czysty pech chciał, że po drodze natknęliśmy się na niedźwiedzia. Kurde. Przybrałem postawę do ataku i obrony, Khidell chyba wyczuł sytuację i zrobił to samo ukazując kły, mówiąc szczerze, nie spodziewałem się tego, a chyba powinienem, w końcu on też jest wilkiem. Tylko pytanie, uciekać czy przepędzić miśka? Raczej nie damy rady go ubić...chyba...może można spróbować i zaciągnąć do reszty watahy truchło. Spojrzałem na Khidella próbując zgadnąć co on planuje, ale ponownie mnie zaskoczył...

Khidell?

Od Lakris CD Renesmee

Nie spodziewałem się tego, ze serce zacznie mi walić jak dzwon i miejmy nadzieję, że Rene tego nie usłyszała, bo chyba spaliłbym się na miejscu. Przez dłuższą chwilę podziwialiśmy nocne niebo w towarzystwie świateł kamieni oraz świetlików i rozmów, ale niestety zaczęła pojawiać się gęsta mgła, która powoli coraz bardziej ograniczała jakąkolwiek widoczność.
-Rene, masz już jakąś jaskinię albo coś? - Spytałem wadery.
-N-nie. Jeszcze się za tym nie rozglądałam. - Odpowiedziała, lekko się jąkając, nie wiem czemu, może niechcący ruszyłem dziwny temat?
-W takim razie możesz zostać dzisiaj na noc w mojej, to lepsze od spania na zimnie.
Dopiero po wypowiedzeniu tego, zrozumiałem, że mogło to dziwnie zabrzmieć.
-To- nie! Nie chodzi mi o nic...serio. Po prostu. Ugh... - I weź się z tego teraz wyplątaj.
Brawo Lakris, brawo, oskarżą cię o molestowanie.
- Po prostu nie chcę, żebyś marzła na zimnie! - Dodałem.
BOGU WILKÓW, DZIĘKUJĘ CI ZA GRUBE FUTRO. Miałem wrażenie, że palę się ze wstydu od środka. Wadera była chyba zakłopotana, ale zgodziła się, a ja w duchu przeklinałem się za brak umiejętności w rozmowach.
-Prze-przepraszam, jeśli to dziwnie zabrzmiało. - Powiedziałem po drodze, nieco bojąc się, że Rene mogła się mnie wystraszyć i znienawidzić.
Na samą myśl o tym czuję, że straciłbym coś ważnego i aż mnie skręcało w środku. Czekając na reakcję ze strony wilczycy sekundy trwały wieczność z akompaniamentem mocnego bicia serca.

Renesmee?

Od Khidella CD Werbeny

Basior zaśmiał się — Tak naprawdę nie mam pomysłu. — stwierdził wchodząc do jaskini przy okazji czekając w środku aż wadera również to zrobi — Załóżmy, że wisisz mi zająca — zaśmiał się ruszając żwawo przed siebie na co wadera równiej się zaśmiała.
— Niech i tak będzie — rzuciła z rozbawieniem. Dalsza droga przez jaskinie zeszła im na żartach i wspólnych rozmowach oraz krótkich postojach aby Val mógł sporządzić mapę. Był pewny drigi którą tu weszli ale takie było teraz jego zadanie, czymś w czym jak się okazało był dobry. Nagle basior zauważył, że coś się świeci w oddali w korytarzu i nagle coś mu się przypomniało. Doskonale wiedział co to. Nie raz zwiedzał takie korytarze więc poprosił waderę aby poczekała, a on sam sprawdzi co to. Sam ruszył żwawo przed siebie i za rogiem znalazł nie do końca to czego się spodziewał. Znaczy to było to, ale w o wiele większej ilości, szybko zabrał po co przyszedł i tylko zawołał.
— Ej Werb znalazłem coś, zaraz to przyniosę tylko zamknij oczy! — rzucił z rozbawieniem w głosie i mógłby przysiąc, że słyszał westchnięcie wadery. Gdy ponownie poniósł nie wielki przedmiot z ziemi ruszył w jej kierunku po czym położył ową rzecz przed nią i z uśmiechem polecił żeby otworzyła oczy.
— Piękny kryształ dla pięknej wadery — rzucił szarmancko przy okazji puszczając do niej oko podsuwając do niej fragment kryształu górskiego który znalazł.

Werb?

Od Werbeny CD Khidella

– Ile ty masz lat Khidell? – parsknęłam.
– A jak myślisz?
– Z wyglądu wyglądasz na dorosłego wilka, z resztą masz zawód także nie mogę powiedzieć, że jesteś szczylem, ale poza tym zachowujesz się dość dziecinnie, nie sądzisz?
– Mam dwa lata i tak zachowuję się dziecinnie, czasem – uciął. – Ale powiedz mi, skoro życie tak bardzo potrafi skopać nam tyłek, to dlaczego mam nie korzystać z niego w momentach, w których faktycznie mam jeszcze na to ochotę i siłę?
Miał rację.
– Ty z kolei od samego początku wydajesz się bardzo sztywna, a stara raczej nie jesteś.
– Skąd ta pewność? Może mam siedem lat i już kopię sobie grób, kiedy nikt nie patrzy? – odwarkuję.
– Dobrze wyglądasz, o wiele za dobrze, jak na starą babcię.
Spojrzałam na niego, on na mnie i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Może faktycznie za bardzo się spinam.
– Okej przekonałeś mnie, przestanę być taka oziębła. To dokąd chcesz się ścigać?
– Oczywiście do tamtej jaskini. A przegrany...
Nie dałam mu dokończyć, od razu ruszyłam do biegu. Mijałam złamane drzewa, przeskakiwałam nad długimi konarami i rozłożystymi krzakami, które porastały drogę. Nie oglądałam się za siebie, po prostu biegłam. Pierwszy raz od dawna poczułam się wolna. Oczywiście mimo moich wszelkich starań basior mnie prześcignął. Stał lekko zdyszany przy grocie i uśmiechał się, a na jego pysku malowało się zadowolenie ze zwycięstwa.
– Wygrałeś – powiedziałam – co teraz?
– Gdybyś mnie wysłuchała do końca, wiedziałabyś co robi przegrany.
– A więc czekam na wyrok panie Khidell.

Khidell?


Od Werbeny CD Mallory

Wadera wprowadziła mnie do małej jaskini, wręcz idealnej dla wilka takiego jak ja.
– Podoba mi się, dziękuję bardzo za pomoc i do jutra? Gdybym mogła, to przyszłabym do ciebie, ale mam wrażenie, że prędzej się zgubię niż dotrę do miejsca docelowego, więc...
– Tak, do jutra. Przyjdę koło południa – obiecała.
Skłoniłam się lekko na pożegnanie, a następnie padłam na chłodne podłoże. Przez cały dzień kilkakrotnie złapałam się na myśleniu o tym wypłowiałym, głupim wilku, który mimo wszystko drugi raz uratował mi życie. Gdzie jesteś Narcyzie? W tym momencie bardzo brakowało mi jego ciepła. Przymknęłam oczy i skupiłam się na swoim nierównym oddechu. Nadal byłam zdenerwowana, potrzebowałam jedynie znaku życia. Niewiele myśląc wyszłam ze swojej groty i spojrzałam w niebo. Księżyc był przysłonięty chmurami, a temperatura spadła poniżej zera. Krótka trawa podobnie, jak inne rośliny była pokryta szronem. Westchnęłam, właściwie nie wiem na co czekałam, to tylko wycie. Odezwałam się tylko raz, ale wystarczyło. Po niecałej minucie usłyszałam melodyjną odpowiedź docierającą ze wschodu. Moje ciało automatycznie się rozluźniło, choć nawet nie czułam, że jestem spięta. Warknęłam na siebie pod nosem i poszłam spać.
~~~
Obudziłam się chwilę przed wschodem słońca. Na dworze prószył śnieg, gdzieś w oddali słychać było kruki. Pozostało mi jedynie czekać na Mallory. Położyłam się przy wejściu do swojej groty, łeb ułożyłam między łapami i czekałam. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam, ale zbudził mnie donośny głos wadery.
– Cześć Werbeno, jak ci się spało? – zapytała z zainteresowaniem.
– Dobrze, a tobie?
– Też niczego sobie, chociaż kiedy byłam już na miejscu okazało się, że niedaleko naszego terenu odnaleziono ciało martwego wilka i musieliśmy zidentyfikować, czy nie należał do naszej watahy.
W trakcie jej wypowiedzi moje serce znów zaczęło mocniej bić, aż w końcu całkowicie zamarło.
– Czy jesteś w stanie powiedzieć jak wyglądał, cokolwiek?
– Był ciemny, nie wyglądał zdrowo, ale zdecydowanie nie umarł z powodu starości, głodu, czy choroby. Coś go zabiło. Mam nadzieję, że to nie twój przyjaciel?
– Nie, ale w tym momencie boję się jeszcze bardziej – powiedziałam drżącym głosem.
– Dlaczego?
– Poznałam go zaledwie kilka dni temu, wcześniej wędrowałam sama, on też. Właściwie wiem o nim tylko tyle, że jest słaby w polowaniu i wiem, jak wygląda – wyznałam siadając i spuszczając łeb.
– Jeśli faktycznie jest jakimś zagrożeniem, powiadomię straże. To nie twoja wina, prędzej czy później sam by tu dotarł, a dzięki tobie wiem, czego mogę się spodziewać. To jak, idziemy do reszty? Nie jesteś tutaj bezpieczna.
– Tak, chodźmy.
Wstałam i otrzepałam sierść z kurzu. Po drodze nie odzywałyśmy się zbyt wiele, właściwie na początku nie miałam co oglądać, wszędzie te same drzewa, krzaki, ale starałam się zapamiętać drogę do swojej pierwszej jaskini, z pewnością jeszcze nieraz się przyda.

Mallory?