Nigdy nie myślałam że Zima może być tak upierdliwa. Irytował mnie fakt, że sypiący gromem śnieg starannie przysypywał ślady jakiejkolwiek zwierzyny. Kiedy łapałam trop, ten nagle się urywał. To zły znak dla kogoś, kto nie jadł przez ostatnie trzy dni. Prawa tylna łapa, dalej bolała przy każdym stawianym przeze mnie kroku. Upadek z klifu z pewnością zostawił po sobie ślad. Na szczęście krwawienie ustąpiło, więc jak na razie nie miałam się czym martwić...mniej więcej. Nawet jeśli znalazłabym zwierzynę, przecież jej nie dogonię kulejąc.
Porzucając pomysł dalszej wędrówki wśród skał i porywczego wiatru, postanowiłam znaleźć jakieś cieplejsze miejsce. Wkrótce miała nadejść noc. Lubię ją, ale wiadomo, lepiej mieć gdzie zmrużyć oko. Na szczęście skaliste podłoże dało mi wiele do popisu i kilkanaście minut później leżałam skulona w wykopanym przez siebie dole, pod skałą. Starając się ignorować burczenie w brzuchu, skuliłam się jak najbardziej mogłam i zamknęłam oczy. Byłam na tyle wyczerpana, że zasnęłam w mgnieniu oka. Niestety, mój sen nie potrwał zbyt długo. Wiatr przybrał na sile i głośne syczenie wyrwało mnie z odpoczynku. Jednak kiedy otworzyłam oczy, dalej widziałam ciemność. Nie będąc jeszcze do końca obudzonym, rozciągnęłam się, głośno ziewając, a następnie łapami ponownie rozkopałam zasypany dół. To było złym pomysłem. Od razu mój pysk pokrył się warstwą śniegu, a ja sama poleciałam do tyłu. Nie słyszałam niemal nic, oprócz strasznego łomotu. Ku mojemu zdziwieniu, gdy wyszłam na zewnątrz, śniegu leżało coraz więcej i więcej. Gdybym się nie obudziła, pewnie byłabym jakieś 2 metry pod lodowymi płatkami. Uznałam że lepszym pomysłem będzie udanie się wyżej. Heh, łatwiej powiedzieć niż zrobić...Wiatr stanowił duży opór, zwłaszcza że nie jestem zbyt masywnie zbudowana, co nieco pogarsza sprawę. Gdybym nie trzymała się podłoża pazurami, poleciała bym jak mały, lekki liść bóg wie gdzie. Ledwo stawiałam łapę za łapą, wszystko w mojej głowie wirowało. Szło się okropnie ciężko. Zamknęłam oczy i szłam na oślep, co chyba poskutkowało bo po chwili, która była jak wieczność, syknęłam się z czymś twardym. Ostrożnie weszłam do jak się okazało, jaskini. Z racji że była dosyć głęboka, na jej końcu było niewiele śniegu. Tam też postanowiłam przespać resztę nocy.
---
Obudziły mnie dziwne dźwięki, jakby łamanie się drzewa. Powoli otworzyłam oczy, strzepując z siebie śnieg zalegający na czubku mojej głowy. Ostrożnie wychyliłam się zza głazu, by ujrzeć cień, szybko znikający za krzakami kilka metrów pode mną. Otrzepując się już całkowicie, zwinnymi susami zaczęłam kierować się niżej, oczywiście uważając na tylną łapę. Wydawało mi się, że przez tą nocną wspinaczkę, trochę z nią gorzej. Ignorując to jednak, w końcu udało mi się dojść do celu. Czym był ten cień? Z daleka wyglądało to na psowatego, jakiegoś lisa może...Ciekawość sprawiła że chciałam się przekonać.
Po dłuższym przebijaniu się przez roślinność, natrafiłam na wgniecenia w śniegu. Ślady łap, podobnych do moich. Czyli to musiał być wilk. Szczerze mówiąc, dawno nie widziałam innego wilka. Może powiedziałby mi, gdzie tak właściwie jestem. Przez głód i ten cały śnieg, straciłam nieco orientację. Zaczęłam więc podążać tropem, aż znalazłam się w mniej gęstym lesie. Tam, coś innego zwróciło moją uwagę. Zapach jedzenia...blisko. Zniżyłam się do poziomu ziemi i powoli czołgałam się w stronę zapachu. Jeśli dobrze to ugram, czeka mnie dobre śniadanie. Wyczuliłam wszystkie zmysły. Głód wziął górę i już nawet zapach wilka mnie nie interesował. Kiedy czułam, że jestem wystarczająco blisko, a ofiara znajduję się tuż za krzakami, wyskoczyłam wysoko i z wyszczerzonymi kłami przewróciłam zwierzynę...zwierzę. A raczej..wilka przewróciłam. Moja mina zmieniła się diametralnie, można powiedzieć. w szok. Cóż, chyba myślał że mam inne zamiary, bo teraz to nieznajomy mnie przewrócił. Teraz to ja myśląc, że on ma złe zamiary, postąpiłam tak samo. Nasze przewrotki nie trwały długo, kiedy moja przewrotka zakończyła się tym, że walnęłam w drzewo.
- No już, starczy...O co ci chodzi co? Masz jakiś problem?- Zaskomlałam, czując ostry ból w tylnej łapie.
- Co? To ty mnie zaatakowałaś!- Rzekł oskarżająco. Co racja to racja.
- No przecież nie chciałam...myślałam że jesteś...no że jedzeniem jesteś. Poczułam je no...ehh. Przepraszam.- Przewróciłam oczami.
Ktoś? c: